Przyszedł Grzegorz Kurczuk do gazety, postraszył, na scenę wkroczyła prokuratura... i nic. Śledztwo w sprawie gróźb lubelskiego barona SLD pod adresem lokalnego dziennika stanęło w miejscu.

REKLAMA

Sprawa wydawała się prosta i znakomicie udokumentowana – wszak groźby barona zostały nagrane. Jednak nic się w tej sprawie nie dzieje. Dlaczego?

27 października akta sprawy wraz z wnioskiem prokuratora apelacyjnego w Lublinie zostały przekazane do Prokuratury Krajowej i tylko ona jest władna do podjęcia decyzji – wyznaczenia innej prokuratury do prowadzenia tej sprawy - tłumaczy rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, prok. Cezary Maj. Sprawa Kurczuka - jak dowiedział się reporter RMF trafiła do Rzeszowa. Problem w tym, że w Rzeszowie jeszcze o tym nie wiedzą.

Andrzej Mielcarek, redaktor naczelny „Dziennika Wschodniego”, który nagrał groźby Kurczuka, ma jednak nadzieję, że sprawa znajdzie swój finał. Nie chodzi mi o piętnowanie kogokolwiek. Zależy mi na jasnym powiedzeniu, że to było niewłaściwie.

Były minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk wie swoje. Jego zdaniem cała ta sprawa to dziennikarska prowokacja.