Odchodził w atmosferze skandalu. Po 9 miesiącach śledztwa okazało się, że był niewinny. Sprawa dt. niewygodnego dla byłych bydgoskich władz z SLD naczelnika tamtejszego wydziału przestępstw gospodarczych.
Krzysztof Mikietyński został aresztowany pod zarzutem przekroczenia uprawnień i kradzieży skonfiskowanych na bazarze ubrań. Stało się to w trakcie prowadzonego przez jego sekcję śledztwa w sprawie bydgoskiego klubu sportowego Polonia; śledztwa bardzo niewygodnego dla prominentów z tamtejszego SLD.
W zatrzymanie naczelnika zaangażowano kilkudziesięciu policjantów, nad sprawą pracowało Centralne Biuro Śledcze, wydział spraw wewnętrznych i prokuratura. To gigantyczne przedsięwzięcie miało udowodnić, że naczelnik wziął sobie podróbkę markowego dresu i buty.
Mikietyńskiego zamknięto na 44 godziny. Śledztwo trwało 9 miesięcy. Dziś prokuratura umorzyła sprawę, bo jak się okazało, przestępstwa nie było. Nie zebrano żadnych materiałów, które by potwierdzały, że przekroczyłem swoje uprawnienia, nie dopełniłem swoich obowiązków - mówi Krzysztof Mikietyński.
Nie wiem, co miało na celu angażowanie takich sił i środków, bo chyba – nie wierzę – że to, żeby sprawdzić, że naczelnik PG jest człowiekiem uczciwym - retorycznie pyta Mikietyński.
Rzeczywiście, trzeba być człowiekiem sporej wiary, by w to uwierzyć... Ale naczelnika skompromitowano, jego ludzi pozwalniano, a śledztwo w sprawie Polonii właściwie umarło. Odetchnąć więc mogły byłe SLD-owskie władze...