Ukraina entuzjastyczna, pełna patriotycznego wzmożenia, powiewająca flagami UPA i patrząca na Polskę jako kraj sukcesu. Przez kilka dni poznawałem tę Ukrainę pokonując kolejne odcinki sztafety „Biegu na Majdan”. Dziwiłem się, wzruszałem, czasem zżymałem, a oto co po tej - szczególnej – podróży zostało mi pod powiekami.
Ukraina ma wciąż w sobie tę wschodnią swojskość, naturalność i otwartość, której w nas coraz mniej. Ludzie padali nam w ramiona, witali drożdżowymi babami i tortami, opowiadali o swym życiu, uśmiechali szeroko, albo płakali, ale byli strasznie prawdziwi. Tacy z krwi i kości. I pełni patriotycznego uniesienia. Dwa razy w kijowskich knajpach (z których jedna była pubem w którym piwo lało się strumieniami, tłum tańczył, a kolejne zespoły śpiewały rockowo-popowe kawałki) przychodził moment, gdy wszyscy stawali i z ręką na sercu śpiewali hymn. Czech, który biegł z nami był tym kompletnie zszokowany i dopytywał, czy Polacy też tak robią. Nie robią. I też odwykliśmy od tak silnych emocji patriotycznych.
UPA i Bandera są i pozostaną bohaterami narodowymi Ukrainy. W dumie i odwoływaniu się do nich nie ma nic (takie w każdym razie miałem wrażenie) antypolskiego. UPA jest kluczowym elementem mitu założycielskiego Ukrainy. Dowodem na jej narodowe aspiracje. Na zdolność do walki z największym wrogiem - czyli radzieckim i rosyjskim imperializmem. Wątek około-polski jest - dla tego mitu - marginalny. O rzezi wołyńskiej mało się tam mówi i jeszcze mniej chce pamiętać. Co nie znaczy, że musimy i powinniśmy się na to godzić. Polska musi skłaniać Ukrainę do uporania się z czarnymi kartami historii UPA, bo bez tego nie ma mowy o prawdziwie nowych i otwartych stosunkach polsko-ukraińskich
UPA jest ważna. Ale Ukraina ma i nowych bohaterów. Fascynujące jak szybko się zrodził i jak intensywny jest dziś na Ukrainie kult Majdanu i jego ofiar. Często jest tak, że świadkowie historii nie mają poczucia, że dzieje się ona na ich oczach. Dopiero kiedy obrośnie patyną, nieco omszeje, okazuje się być ważna. Tak było - mam wrażenie - w Polsce roku 1989. Ileż tu było śmiechu gdy Joanna Szczepkowska powiedziała swe słynne "4 czerwca upadł w Polsce komunizm". Ukraińcy - może nawet za bardzo - święcie i absolutnie wierzą w wagę i moc sprawczą Majdanu. Jego ofiary są otaczane głęboką czcią. Matka mężczyzny, który tam zginął opowiada, że nie mogła normalnie pracować, bo ciągle była zapraszana na różne spotkania, by opowiadała o synu. Tablice, krzyże i upamiętnienia "niebiańskiej sotni" w niespełna rok po strzałach na Majdanie, stoją tam na honorowych miejscach. A wokół nich leżą kwiaty i płoną znicze. Ukraińcy są bardzo przejęci heroizmem Majdanu i jego ofiar. Traktują go jak kamień węgielny "nowej Ukrainy"
Wojna się toczy. Ale jest jednak dość odległa od Kijowa. Kijów żyje normalnie, bawi się, robi zakupy, siedzi w knajpach. O wojnie przypominają skarbonki z datkami na ATO (anty terrorystyczna operacja), podatek wojenny jaki płaci każdy Ukrainiec, wiadomości i pożegnania z tymi, którzy idą na front. No i okrzyki podczas demonstracji, podczas których, bez ogródek krzyczy się, że Putin to ch....
Polska. Dla Ukraińców to Zachód. Ten z dużej litery. Traktowany prawie tak jak my przez lata traktowaliśmy Niemcy, Francję czy Wielką Brytanię. Piękny, szczęśliwy, pozbawiony poważniejszych trosk. W czasie rozmowy z ukraińskim dziennikarzem, na antenie radia, zostałem zapytany jak to się stało, że Polska tak świetnie poradziła sobie z korupcją. I dlaczego nasze firmy nie za bardzo chcą inwestować na Ukrainie. I czemu w tej szczęśliwej Polsce, przy okazji Marszu Niepodległości, ktoś bił się z policją. My jesteśmy już dla Ukraińców postaciami z tej drugiej - jasnej strony mocy. Co jest przyjemne, ale i trudne. Bo oni na nas naprawdę liczą.
"Nowa Ukraina". "Nie ma powrotu do sytuacji sprzed Majdanu". "Musimy budować inną rzeczywistość. Te hasła Ukraińcy powtarzają nieustannie. I nawet wiedzą, jak ta nowa rzeczywistość ma wyglądać. Ma być sprawiedliwie, zasobnie, bez korupcji, dziwnych układów, ludzi o ciemnej przeszłości u władzy, zachodnioeuropejsko i unijnie. Cel jest. Ale sposobów jego osiągnięcia - trochę mniej. Rzeczywistość ukraińskiej ulicy, ale i polityki jawi się jako dość rozedrgana, miotana emocjami, bardzo dużo w niej "chciejstwa", ale chyba mniej planu. A i - obawiam się - realnych szans na pełną realizację marzeń.