Piotr Mierzejewski, b. szef Urzędu Rejestracji Leków i Mariusz Łapiński, b. minister zdrowia to osoby, za rządów których dopuszczono do obrotu 200 leków na podstawie sfałszowanych dokumentów. Zastrzeżenia do obu panów zgłaszał premierowi już następca Łapińskiego, Marek Balicki.
Balickiemu brakowało co prawda konkretów takich, jak raport Sikorskiego, ale od początku miał bardzo poważne podejrzenia co do działania URL. Najpierw uwagę ministra zwróciła dziwna koncentracja władzy w dziedzinie leków. Ta władza była skupiona w rękach kilku osób – m.in. Naumana i Mierzejewskiego.
Potem stała się rzecz jeszcze dziwniejsza. Nagle w tajemniczych okolicznościach zmieniona została ustawa o URL. Jeden z wymogów, 5 lat na stanowisku kierowniczym dla przyszłego prezesa, został zmniejszony na 3 lata. Okazało się, że pan Piotr Mierzejewski nie miał tych 5 lat na stanowisku kierowniczym, kiedy ubiegał się o urząd, więc ta zmiana ustawowa ułatwiła mu to - mówi Balicki reporterce RMF.
Do szefa resortu zdrowia docierały też inne niepokojące sygnały, chociażby o podejrzanie szybkiej rejestracji niektórych leków, które - jak się dzisiaj okazuje - nie posiadały pełnej dokumentacji.
O wszystkich swoich podejrzeniach Marek Balicki mówił premierowi: Mówiłem, dlaczego chcę odwołać Aleksandra Naumana z funkcji wiceministra, no właśnie Aleksander Nauman odpowiadał za politykę lekową i tu miałem bardzo dużo poważnych zastrzeżeń. (PRZECZYTAJ CAŁY WYWIAD Z BYŁYM MINISTREM ZDROWIA MARKIEM BALICKIM)
Miller co prawda odwołał Naumana ze stanowiska wiceministra zdrowia, ale tylko po to, by za chwilę uczynić go prezesem NFZ...
18:20