Dowództwo sił powietrznych USA odwołało wprowadzony po zamachach w Londynie zakaz wizyt w brytyjskiej stolicy. Dotyczył on 12 tys. lotników stacjonujących w bazach na Wyspach Brytyjskich oraz ich rodzin.

REKLAMA

Dowództwo zakazało żołnierzom wycieczek do Londynu, zakupów, wizyt w kinach czy teatrach. Wg Amerykanów po zamachach w mieście zrobiło się zbyt niebezpieczne. Oburzyło to londyńskie władze i brytyjską prasę; Brytyjczycy potraktowali to jak policzek wymierzony przez sojusznika.

Amerykanie zachowali się dokładnie tak jak chcieli tego terroryści - żalił się na łamach dziennika „The Times” przedstawiciel londyńskiej rady miasta. Posłuchaj relacji korespondenta RMF Bogdana Frymorgena:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

A wszystko to stało się w chwili, gdy londyńczycy chcieli pokazać światu, że zamachy ich nie zastraszą. Nie pozwólmy, by to zmieniło styl naszego życia - apelował burmistrz Londynu Ken Livingstone w czasie wczorajszej przejażdżki metrem.

Ale najwyraźniej apele nie przyniosły żądanego skutku. Według brytyjskiego biura statystycznego, od czasu zamachów do centrum Londynu przyjeżdża 30 procent ludzi mniej.

Mniej osób podróżuje także środkami komunikacji miejskiej. Sporo londyńczyków przesiadło się bowiem na rowery. Jak sprawdził korespondent RMF Bogdan Frymorgen, sprzedaż rowerów w brytyjskiej stolicy wrosła 3-krotnie. Posłuchaj:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

W brytyjskim parlamencie w ekspresowym tempie mogą być wprowadzone nowe przepisy dotyczące walki z terroryzmem, jeśli poproszą o to służby bezpieczeństwa - obiecuje premier Tony Blair. W kategoriach politycznych to strzał w dziesiątkę, bo z sondażu gazety „The Times” wynika że aż 86 procent Brytyjczyków opowiada się za przyznaniem policji szerszych uprawnień - na przykład zatrzymywania podejrzanych bez oficjalnego nakazu oraz zaostrzenia kontroli przyjezdnych.