25 dzieci z objawami udaru słonecznego trafiło do nowosądeckiego szpitala. Młodzież uczestniczyła w mszy odprawianej w Starym Sączu. Dzieci przez kilka godzin stały pod gołym niebem, przy temperaturze dochodzącej do 36 stopni.

REKLAMA

Kto ponosi odpowiedzialność za to zdarzenie, trudno ustalić, bo w Starym Sączu prawie nikt nie chce na ten temat rozmawiać. W Centrum Pielgrzymkowym reporter RMF usłyszał jedynie lakoniczne: Wczoraj mieliśmy przy Ołtarzu Papieskim zjazd oaz ruchu Światło Życie. Wysoka temperatura spowodowała, że ludzie zaczęli mdleć. Wezwaliśmy kilka karetek, ale ogólnie wszystko dobrze się skończyło.

Dzieci już wyszły ze szpitala, ale zdaniem szefowej nowosądeckiego pogotowia, która udzielała im pomocy, całe zdarzenie mogło skończyć się tragicznie. Mogło dojść do całkowitej utraty przytomności, do drgawek. Gdyby w odpowiednim czasie nie udzieliło się pomocy, mogłoby dojść nawet do śmierci.

Lekarzy zbulwersował fakt, że gdy oni udzielali pomocy poszkodowanym, pozostałe dzieci nadal przebywały na słońcu i jakby nigdy nic śpiewały piosenki. Z taką liczbą osób, które miały ostre objawy przegrzania, udaru słonecznego, miałam do czynienia po raz pierwszy. A pracuję już ponad 20 lat - mówiła szefowa nowosądeckiego pogotowia.

Trudno to inaczej nazwać, jak bezmyślność organizatorów spotkania. Wszak nawet podczas mszy papieskiej, kiedy w tym miejscu zgromadziło się blisko tysiąc razy więcej osób, nie było tylu przypadków udarów.