16 grudnia 1981 roku od strzałów plutonu specjalnego ZOMO w „Wujku” zginęło 9 górników. Pacyfikacja kopalni to jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń z okresu stanu wojennego. Winni wciąż nie zostali ukarani.
23 lata temu brama kopalni znajdowała się tam, gdzie dziś stoi pomnik poległych górników. Wejścia na teren kopalni zablokowały czołgi. Jaki był wtedy widok z okien pobliskich bloków? Z mieszkańcami osiedla w pobliżu kopalni „Wujek” rozmawiał nasz reporter Tomasz Maszczyk. Posłuchaj:
Górnicy zastrajkowali 13 grudnia, domagając się uwolnienia szefa kopalnianej "Solidarności" Jana Ludwiczaka. Potem zażądali też m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia wszystkich internowanych.
16 grudnia milicja i wojsko otoczyły kopalnię. Kiedy górnicy odmówili przerwania protestu, czołgi rozbiły zakładowy mur, na teren kopalni weszli ZOMO-wcy. Padły strzały. Proces w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń toczy się - po raz trzeci - przed Sądem Okręgowym w Katowicach. Na ławie oskarżonych zasiada 17 byłych milicjantów.
Do dziś rodziny ofiar nie dostały żadnych odszkodowań za śmierć bliskich, bo sąd nikogo nie skazał. By dostać odszkodowanie, trzeba wiedzieć, od kogo się go domagać. W latach 90. rodzinom ofiar i niektórym rannym przyznano tylko renty specjalne.
Takiej pomocy nie dostał m.in. lider strajku w kopalni, Stanisław Płatek, postrzelony w rękę, a potem skazany na więzienie. Za to niedawno premier Marek Belka przyznał specjalną emeryturę byłemu komunistycznemu premierowi Mieczysławowi Rakowskiemu...