Blisko 30 par nart i snowboardów skradziono w Zakopanem i okolicy między świętami a Nowym Rokiem. Prowokują sami narciarze, zostawiając sprzęt bez opieki. A na to tylko czekają złodzieje.
Narty często kradną przyjezdni złodzieje – mówi zastępca komendanta zakopiańskiej policji Janusz Szymański. To już właściwie złodziejska specjalizacja. Amatorzy cudzej własności są na tyle sprytni, że nawet przyłapanemu na gorącym uczynku trudno udowodnić kradzież.
W góry przyjeżdżają specjalne grupy w strojach narciarskich. Przyglądają się, kto wchodzi z nartami, a potem jak gdyby nigdy nic wychodzą z nimi - opowiada Szymański. A gdy ktoś się zorientuje, twierdzą, że pomylili narty.
Na stokach najbardziej narażonych na kradzieże pojawił się monitoring i specjalne ostrzeżenie; policja wysyła tam patrole mundurowe i po cywilnemu.
Ale niestety nawet to nie pomaga. Policja nie jest w stanie zabezpieczyć każdego wyciągu. Jedyne co pozostaje narciarzom i snowboardzistą – nie spuszczać z oczu swojego sprzętu.
Ciekawe, że we Włoszech czy Austrii nikomu do głowy nie przychodzi, żeby podczas wizyty w barze martwić się o bezpieczeństwo swoich nart...