W Polsce i po mikołajkach, i po Gwiazdce. Ale w Hiszpanii trwa szaleństwo zakupów. Tam prezenty dla dzieci przynoszą dopiero Trzej Królowie. W sklepach z zabawkami więc nieziemski tłok.

W Hiszpanii zabawki, zanim trafią do sklepów, poddawane są prawdziwym torturom - łamaniu, podpalaniu, zgniataniu i obciążaniu. Każda z nich przechodzi co najmniej 14 różnych testów; ponad połowa wraca do producenta z listą usterek do poprawki.

Ze szczególną uwagą badane są zabawki dla małych dzieci. Ważne, aby niczego nie dało się połknąć, aby farby i tkaniny nie były toksyczne i nie powodowały alergii. Inną grupą są zabawki na baterie. Zdarza się, że źle skonstruowany obwód przebija prąd albo że robiony przez zabawkę hałas drażni układ nerwowy. Trzeba też uważać, aby pluszowy miś nie zamienił się w pochodnię, a plastikowy rowerek nie runął pod ciężarem dziecka.

Ale jak się okazuje, o to wszystko dbają producenci. Rodzice bowiem kupując zabawki zwracają uwagę na inne rzeczy.

Najważniejsza jest cena – mówi właściciel jednego z barcelońskich sklepów z zabawkami. Ważne też, aby była reklamowane w telewizji. Rodzice rzadko troszczą się o bezpieczeństwo. Jedynie, gdy kupują dla najmłodszych zwracają uwagę na kolory, aby nie były agresywne. Statystyczna hiszpańska rodzina – dodaje - zostawia w moim sklepie od 200-400 euro.

19:45