Decyzję podjął Jerzy Stępień, wiceprezydent Poznania odpowiedzialny m.in. za służbę zdrowia. Zrobił to, gdy zobaczył wyniki zaledwie jednodniowej kontroli w placówce. Ta kontrola z kolei została do izby wysłana po sygnałach od dziennikarzy "Gazety Wyborczej" i TVP.
Okazało się, że śmierć bezdomnej kobiety, która trafiła do izby wytrzeźwień na początku marca, z dużym prawdopodobieństwem mogła wiązać się z zastosowanym środkiem dezynsekującym. Możliwe, że to nie jedyne nieprawidłowości.
O tym, że dyrektorka straciła swoje stanowisko, poinformowałem pierwszy, bo byłem naocznym świadkiem zwolnienia. Zwolniona pani dyrektor nie chciała ze mną rozmawiać. Pół godziny później o decyzji powiedział mi Jerzy Stępień
Po co ją prowadzić, skoro reszta Europy radzi sobie z alkoholizmem bez takich przybytków?
„Wytrzeźwiałkę” określa się mianem reliktu PRL-u. I zapewne w ciągu kilku lat właśnie tylko w podręcznikach historii będą pojawiały się jeszcze izby wytrzeźwień. Może to i lepiej, bo informacje o poznańskiej placówce są negatywne - oprócz śmierci kobiety, która zginęła prawdopodobnie dlatego, że ktoś stosował do dezynsekcji środek, którego w zamkniętych pomieszczeniach używać nie można (jest zbyt silny) wiadomo, że trafiające tam osoby były badane niekoniecznie przez lekarzy. Gdy zabrakło medyków, pijanych "badali" ochroniarze czy informatyk. Kilka tygodni temu prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie zmuszania dwóch bezdomnych do seksu i fotografowania ich...