"Dolar jest i będzie światową walutą rezerwową" - mówi amerykańska sekretarz stanu. "Nie ma na świecie waluty, która moim zdaniem mogłaby w najbliższym czasie zastąpić dolara" - dodaje Janet Yellen w czasie, gdy w rosyjskim Kazaniu odbywa się szczyt państw BRICS. Przy jego okazji wraca temat stworzenia nowej waluty krajów tej grupy. Jest ona na razie w powijakach, a na drodze do jej narodzin są poważne przeszkody, ale jeśli się narodzi i będzie się dobrze rozwijać, to może się przyczynić do... schyłku amerykańskiej dominacji nad światem.

REKLAMA

W grupie BRICS, utworzonej 15 lat temu przez Brazylię, Rosję, Indie i Chiny i poszerzonej rok później o RPA, od tego roku są również Egipt, Etiopia, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Wokół BRICS skupiają się jednak kolejne kraje. Na szczycie są przywódcy w sumie ponad trzydziestu państw, w tym prezydent należącej do NATO Turcji Recep Tayyip Erdogan.

O znaczeniu tego spotkania może świadczyć fakt, że wśród uczestników jest połowa krajów z pierwszej dwudziestki największych gospodarek świata.

Rzecznik Kremla zapewnia, że nikt nie chce podważać w Kazaniu roli dolara. Jednak skutkiem udanego, wspólnego uruchomienia nowej waluty przez kraje, które za kilka lat mają odpowiadać za połowę światowej gospodarki, byłoby zapewne osłabienie roli amerykańskiego pieniądza, być może również zapaść finansów w USA, a przez to schyłek amerykańskiego imperium i tzw. Pax Americana.

Dolary rządzą światem

Na razie rację ma Janet Yellen i Amerykanie mogą jeszcze przez lata spać spokojnie, bo ich pieniądz nadal będzie walutą całego świata.

Dolara nadal sprzedaje się lub kupuje w prawie 90 proc. transakcji walutowych na świecie. Mimo że monopol "zielonych" na rynku ropy osłabił się przez sankcje nałożone na Rosję, w amerykańskiej walucie wciąż rozliczane jest ponad 3/4 handlu najważniejszym surowcem. Ogólny udział dolara w rozliczeniach handlowych na świecie sięga 50 procent.

Nic dziwnego, że mimo powolnego spadku, nadal rezerwy dolarowe stanowią 60 proc. ogółu rezerw utrzymywanych przez wszystkie państwa globu. Wielu ekonomistów podkreśla, że dzięki temu Stany Zjednoczone, które odpowiadają za 40 proc. światowych wydatków wojskowych, mogą ponosić zaledwie część konsekwencji coraz szybszego zwiększania zadłużenia, rozlewając na świat swoją inflację.

Waluta wielobiegunowa

Od wielu lat z Chin i Rosji płyną apele o przemodelowanie instytucji międzynarodowych w taki sposób, by lepiej uwzględniały zmiany, które dokonały się od czasów po II wojnie światowej, kiedy utworzono fundamenty obowiązującego do dziś światowego porządku. W tym porządku naczelną rolę pełnią kraje Zachodu, w szczególności supermocarstwo z Ameryki Północnej. Według argumentów Pekinu i Moskwy, którym w ostatnim czasie wtórują kolejne stolice, ten porządek wymaga zmian i dostosowania do obecnej sytuacji, w której Zachód nie jest już jedynym rozwiniętym gospodarczo obszarem.

Jednym z deklarowanych celów grupy jest więc stworzenie nowego międzynardowego systemu walutowego, który odpowiadałby potrzebom "wielobiegunowego" świata. Takie plany oficjalnie ogłoszono na szczycie BRICS w zeszłym roku.

Nowa waluta, o ile wierzyć fragmentarycznym przeciekom z Rosji, miałaby nazywać się BRICS Unit, być tworzona stopniowo i przywrócić do działania koncepcję częściowej wymienialności pieniądza na złoto.

Nieprzypadkowo to właśnie Moskwa, a także Teheran, najmocniej forsują ten projekt. Rosja i Iran szczególnie ucierpiały z powodu sankcji, które mogą być skuteczne właśnie dzięki zachodniej kontroli choćby nad międzynarodowym systemem rozliczeniowym SWIFT.

Plan czy mrzonka

Zapowiedzi dotyczące nowej waluty są jednak mgliste, a różnice między krajami, które miałyby jej używać, znaczące. Sam Władimir Putin ogłosił przed szczytem, że nie należy się spieszyć z tym projektem, bo najpierw trzeba choćby zbudować infrastrukturę finansową, w tym międzynarodowy bank (New Development Bank) czy system rozliczeń (Bridge).

Ponadto według wielu komentarzy grupa BRICS to w ogóle sztuczny twór, a kraje członkowskie, o satelickich nie wspominając, dzieli zbyt wiele, by można było traktować je jako spójną grupę. Trudno jednak nie zauważyć, że większość tych państw łączy chęć zmiany światowego porządku finansowego, zdominowanego od dziesięcioleci przez Stany Zjednoczone z pomocą dolara. Ta chęć nasiliła się w ostatnim czasie, kiedy sankcje przeciwko Iranowi, a potem Rosji, a zwłaszcza zamiar konfiskaty rosyjskich rezerw na Zachodzie, podważyły zaufanie wielu stolic do obowiązującego systemu.

W ostatnim czasie oba te kraje próbują też rozliczać się we wzajemnym handlu w swoich krajowych walutach. Mimo problemu z chińska nadwyżką handlową omijanie dolara coraz lepiej udaje się też w handlu Rosji z Chinami, a także dwustronnej wymianie innych państw. Zastępowania dolara rupią, lirem, realem, peso czy randem, zaczyna też dotyczyć innych krajów, których liderzy są w Kazaniu.

Oprócz juana żadna z tych walut w światowym handlu sama nie zyskała jednak zauważalnej pozycji i nawet w przypadku chińskiej to wciąż jest zaledwie 5 proc., a to oznacza dziesięć razy słabszą pozycję niż ta, którą cieszy się dolar.

Trzeba podkreślić, że od lat Chiny i Rosja wyzbywają się dolarowych rezerw i skupują złoto, powiększając swoje rezerwy. O tym, że coś się święci, świadczy ogromny wzrost cen złota i zapowiedzi Donalda Trumpa, że jeśli zostanie prezydentem, będzie hamował dedolaryzacjne ambicje z pomocą ceł.

Zobaczymy, czy zapewnienia prezydenta Rosji i byłego oficera KGB tym razem okażą się wiarygodne, czy jednak zostaniemy zaskoczeni bardziej konkretną zapowiedzią powstania nowej waluty.