8 maja będzie dniem zwycięstwa hotelarzy. Na razie połowicznego. W następny weekend ma być słoneczna pogoda, więc połowiczne limity wypełnienia będą na pewno zajęte. Wcześniej, od wtorku można będzie wybrać się po ubrania czy buty do galerii, po farby czy narzędzia do marketu budowlanego albo w meblowym kupić szafkę lub dywan. W nowym tygodniu będziemy, razem z resztą świata, obawiać się indyjskiej mutacji koronawirusa. Ceny paliw powinny się ustabilizować. Natomiast pokonanie bariery 50 euro przez ceny unijnych praw do emisji CO2 zapewne sprawi, że w mediach pojawi się szerzej temat drastycznych podwyżek cen prądu, które czekają nas jeszcze przez wiele miesięcy.
W nowym tygodniu przestanie obowiązywać część koronawirusowych obostrzeń. Od wtorku otwierają się galerie handlowe, markety budowlane i meblowe, a także muzea i galerie sztuki. Nadal będą w nich obowiązywać limity liczby klientów.
W sobotę natomiast do pracy mogą legalnie wracać pensjonaty i hotele. Obowiązywać będzie ograniczona do połowy liczba miejsc oraz wyłączenie stref restauracyjnych oraz wellnes i spa.
Od początku tygodnia dzieci z klas I do III będą już normalnie chodzić do szkoły. Dalszy harmonogram otwierania gospodarki już jest znany, ale oczywiście może być zmieniony, jeśli nastąpi nieoczekiwana zmiana sytuacji pandemicznej.
Indyjski wariant koronawirusa coraz bardziej niepokoi świat. Co prawda kilka dni temu szef niemieckiej firmy BioNtech, która razem z koncernem Pfizer stworzyła szczepionkę, ogłosił że jest pewien skuteczności preparatu wobec nowej mutacji, ale nie wszyscy naukowcy są tego samego zdania. Dlatego w nowym tygodniu będziemy śledzić uważnie informacje o tym jak "indyjski mutant" rozchodzi się po świecie. O powadze sytuacji świadczy niebywała decyzja australijskiego rządu, który wprowadza od poniedziałku przepisy o karze więzienia i wysokich grzywnach dla obywateli Australii, którzy zostaną przyłapani na tym, że wrócili do kraju z Indii.
Po części za sprawą sytuacji w Indiach, ceny ropy powinny się w nowym tygodniu stabilizować. Presję na wzrost cen może wywierać fakt, że w nowym tygodniu startuje redukcja wydobycia ropy przez kraje OPEC oraz fakt, że akcja szczepień przyspiesza, zwłaszcza w krajach zachodu i w sumie na całym świecie podano już ponad miliard sto milionów dawek. Jednak można się spodziewać wpływu na rynek ropy ogromnej fali zachorowań w Indiach, gdzie w piątek po raz pierwszy padł rekord ponad 400 tysięcy pozytywnych testów w ciągu doby, na osłabienie popytu i w efekcie ropa nie powinna na razie drożeć.
Eksperci przewidują, że w Polsce nie będzie podwyżek cen paliw w nadchodzących dniach. W ostatnim czasie to właśnie wzrost cen paliw był głównym czynnikiem napędzającym u nas inflację. Ogłoszone w mijającym tygodniu szacunkowe dane dotyczące tempa wzrostu cen w naszym kraju wskazują, że w kwietniu były one wyższe niż rok temu o 4,3 procent. Ekonomiści przewidują, że podwyżki będą jeszcze większe i inflacja w maju może już sięgnąć pięciu procent. Mimo to po środowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej nie należy się spodziewać podwyżek stóp procentowych.
Przy tak wysokich podwyżkach cen można się spodziewać również podwyżek płac. Ostatnie dane wskazują, że pensje w ciągu roku urosły średnio o 8 proc., ale jak widać inflacja wkrótce może zniwelować realny przyrost płac niemal do zera. W nadchodzących dniach i tygodniach, zapewne to będzie jeden z ważniejszych ekonomicznych tematów w kraju, szczególnie że rząd zapewne będzie skłonny przy takiej inflacji podnieść płacę minimalną śmielej niż w poprzednich latach. Pojawia się już propozycja zwiększenia minimalnej pensji z obecnych 2800 złotych brutto do 3300 złotych brutto. To na pewno nie spodoba się organizacjom przedsiębiorców.
Nawet jeśli na razie nie będzie dalszych podwyżek cen paliw, powinniśmy się obawiać drastycznych wzrostów cen prądu. Już teraz, według danych Eurostatu, w Polsce ceny energii elektrycznej rosną najszybciej w Europie. Nie ma szans na zmianę, bo coraz większym problemem dla polskiej energetyki, a przez to dla przedsiębiorców i konsumentów przedsiębiorców, są rosnące koszty produkcji elektryczności. Polska energetyka w 4/5 wytwarza prąd z węgla. To wiąże się z koniecznością kupowania unijnych praw do emisji CO2, a ceny tych praw ostatnio ostro idą w górę. Dlatego musimy liczyć się z nowymi podwyżkami cen prądu, mimo że państwo już dopłaca do rachunków konsumentów i firm. Tymczasem jak wylicza Polski Instytut Ekonomiczny, już teraz wydatki na prąd, ciepło, gaz i paliwa obciążają portfele Polaków w stopniu niemal najwyższym w Unii Europejskiej. Wydajemy na to średnio aż 8 proc. naszych domowych budżetów, czyli od 50-100 proc. więcej niż w większości krajów UE. Tylko w trzech krajach ten udział jest nieco większy, a tylko w jednym, Czechach, znacząco większy niż w Polsce.
Podwyżki są nieuniknione, bo ceny praw do emisji CO2 są dwa razy wyższe niż pół roku temu. W ostatni piątek, na rynku kontraktów terminowych z dostawą w grudniu za prawo do emisji tony CO2 płacono 49 euro i w nowym tygodniu można się spodziewać, że po raz pierwszy w historii tych notowań, cena tego prawa przekroczy 50 euro.