Narodowy Bank Węgier ponownie podnosi stopy procentowe. Główna stopa referencyjna wzrosła o 30 punktów bazowych do 1,2 proc. Rada Pieniężna zapowiada, że to nie koniec zaciskania pasa i w kolejnych miesiącach można spodziewać się kolejnych podwyżek.
Decyzją NBW stopa referencyjna wzrosła z 0,9 proc. do 1,2 proc. Oprócz tego podniesiono stopę depozytową (która była ujemny, dokładniej -0,05 proc.) do 0,3 proc. oraz lombardową do 2,15 proc. (z 1,85 proc.). Po ogłoszeniu decyzji NBW forint się nieco umocnił.
Bank centralny Węgier zapowiadał co prawda, że będzie zacieśniał politykę pieniężną, jednak rynek spodziewał się mniejszych wzrostów stóp procentowych. Oznaczać to może, że NBW poważnie obawia się wyższej inflacji, która w czerwcu wyniosła 5,3 proc. i już trzeci miesiąc z rzędu przekroczyła 5 proc, choć ekonomiści węgierscy spierają się co do przyczyn. Wskazują m.in. na wzrost cen paliw i podwyżkę akcyzy na wyroby tytoniowe, które zwiększają inflację o 1,2 pkt proc., na co polityka banku centralnego nie ma wpływu.
Prezes Narodowego Banku Węgier György Matolcsy przekonuje jednak, że zaostrzanie polityki pieniężnej jest konieczne, by nie dopuścić do rozpędzenia się inflacji. Niepokoi go także projekt budżetu na 2022 roku, który zakłada deficyt sektora finansów publicznych na poziomie 5,9 proc. Rządzący Fidesz bowiem przygotowuje się do wyborów i nie zamierza się ograniczać.
NBW w uzasadnieniu podwyżki stóp procentowych podkreślił, że Rada Pieniężna będzie kontynuowała cykl zaciskania pasa do czasu ustabilizowania się inflacji. Eksperci wskazują, że na pod koniec roku stopa referencyjna może wzrosnąć nawet do 3 proc.
Węgierski bank jest pierwszym, który w regionie rozpoczął cykl podwyżek stóp procentowych. W czerwcu decyzję o zaostrzeniu polityki pieniężnej podjęły Czechy, a w lipcu Rosja. Rumunia oraz Polska jak na razie się do tego nie spieszą. Prezes Narodowego Banku Polski Adam Glapiński przekonuje, że sytuacja pandemiczna jest niejasna i podnoszenie stóp procentowych teraz byłoby nierozważne. Twierdzi także, że inflacja w Polsce (która w czerwcu wyniosła 4,4 proc. i była powyżej celu NBP) jest spowodowana przez szoki podażowe oraz regulacje administracyjne, na co bank centralny nie ma wpływu.