Samorządy mogą słono zapłacić za realizację przedwyborczych obietnic Prawa i Sprawiedliwości: tzw. piątki Kaczyńskiego. Chodzi przede wszystkim o pomysły likwidacji PIT-u dla młodych, obniżenia PIT-u pracowniczego i zwiększenia kwoty wolnej od podatku. Lokalne władze czerpią z tych danin stałe wpływy: jeśli więc te się zmniejszą, samorządom może brakować pieniędzy. O tych alarmujących prognozach Unia Metropolii Polskich będzie chciała rozmawiać z premierem Mateuszem Morawieckim.

REKLAMA

Jak wyjaśnia dziennikarz redakcji ekonomicznej RMF FM Krzysztof Berenda, głównym elementem zapowiedzianej w lutym w czasie konwencji PiS tzw. piątki Kaczyńskiego jest obniżka podatku dochodowego. A tak się składa, że wpływy z podatku PIT nie trafiają wyłącznie do budżetu państwa - ale w połowie właśnie do kas samorządów: 10 procent idzie do powiatów, 40 procent do gmin. Każda obniżka podatku dochodowego dla samorządów oznaczać więc będzie problem.

W tej chwili na rekord zanosi się w Warszawie: na wejściu w życie "piątki Kaczyńskiego" stolica może tracić około 800 milionów złotych rocznie!

Jak usłyszał Krzysztof Berenda w stołecznym Ratuszu - opozycyjnym wobec rządu, zarządzanym przez Rafała Trzaskowskiego z Platformy Obywatelskiej: załatanie tej dziury nie będzie łatwe.

Stołeczne władze proponują: Skoro przez decyzje rządu tracimy pieniądze, niech rząd zwiększy nam udział w podatku PIT - o mniej więcej 7-8 punktów procentowych: z 48 procent wpływów z PIT-u, które teraz zasilają budżety samorządów - do ponad 55 procent.

Takie podwyższenie pozwoliłoby załatać tę gigantyczna - 800 milionową dziurę w budżecie stolicy - mówi rzecznik Ratusza Kamil Dąbrowa.

Warszawa chce też poradzić sobie przede wszystkim tnąc inwestycje. Jakie konkretnie - czy nowe jezdnie, nowe tramwaje, metro czy szkoły - tego Ratusz jeszcze nie wie. Jak podkreśla rzecznik, zagrożone są takie inwestycje jak budowa siedziby teatru TR i budowa Muzem Sztuki Nowoczesnej. Władze stolicy wolą ciąć koszty niż podnosić opłaty - np. za bilety komunikacji miejskiej.

W Krakowie - jak ustalił dziennikarz RMF FM Marek Balawajder - mowa jest z kolei o brakujących nawet 200 milionach złotych.

Będzie to oznaczało oczywiście ograniczenie różnego rodzaju inwestycji, zmniejszenie liczby tych inwestycji czy też zrezygnowanie z pewnych ich etapów - zaznacza w rozmowie z RMF FM wiceprezydent miasta Andrzej Kulig.

Jak zapewnia, miasto będzie starać się robić cięcia w takich obszarach, by krakowianie nie odczuli ich w swoim codziennym życiu.

Nie chcielibyśmy rezygnować ani z remontów dróg, ani ze stawiania chodników, ani z parków. Są natomiast pewne rozwiązania inwestycyjne o dłuższym charakterze: chociażby rozwiązania sportowe czy związane z rekreacją, które prawdopodobnie będą musiały być ograniczone - przyznaje Kulig.

W Poznaniu straty w budżecie mogą sięgnąć po wejściu w życie "piątki Kaczyńskiego" 150 milionów złotych.

W tej chwili - jak dowiedział się reporter RMF FM Mateusz Chłystun - mimo że formalnie nie zapadły jeszcze żadne decyzje w tej sprawie, miasto stara się przygotować i sprawdza, które z miejskich wydatków można będzie uszczuplić, by tę potencjalną dziurę w budżecie załatać.

Oszczędności będzie musiało szukać w tzw. kosztach bieżących, wśród których są np. wynagrodzenia dla urzędników czy wydatki na rozmaite programy społeczne.

To jednak - jak ocenia skarbnik Poznania Barbara Sajnaj - nie wystarczy.

To będzie czas, że trzeba będzie się zastanowić, w jaki sposób wyrównać chociaż częściowo te dochody poprzez, powiedzmy, wzrost cen usług, jakie miasto realizuje w różnych obszarach: czy to usług komunikacyjnych, czy to świadczonych przez nasze jednostki takie jak ZOO, instytucje kultury - mówi Sajnaj.

To, czy i jakie konkretnie usługi mogą w Poznaniu podrożeć, wiadomo będzie latem, kiedy urzędnicy zaczną projektować budżet na przyszły rok.

Lublin z kolei szacuje, że w związku z realizacją przedwyborczych obietnic PiS do miejskiej kasy nie wpłynie 70 milionów złotych.

O to, jak duże to dla miasta pieniądze, dziennikarz RMF FM Krzysztof Kot zapytał prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka.

To jest niewiele mniej niż dotacja do biletów komunikacji zbiorowej - te pieniądze są tą dotacją. 70 milionów to prawie kwota kompleksu oświatowego - to jest szkoła, przedszkole i dom kultury - na Czubach. Ten realizujemy ze środków banku, czyli, można powiedzieć, z pożyczki - natomiast drugi taki kompleks musi powstać na Ponikwodzie. Można więc powiedzieć, że brak tych pieniędzy utrudni nam realizację tego typu inwestycji oświatowych - tak bardzo potrzebnych naszym mieszkańcom - wylicza Żuk.

Około 140 mln złotych - według szacunków Unii Metropoli Polskich - straci Łódź, gdy zostanie zmieniony podatek od osób fizycznych. Miejscy radni już wystosowali apel do rządu o zapewnienie rekompensaty z tego tytułu.

Utrata takich pieniędzy to jest tak, jakby zabrano nam stadion piłkarski - mówi obrazowo przewodniczący Klubu Radnych Koalicji Obywatelskiej - Mateusz Walasek. To jest na przykład jedna trzecia dopłaty do komunikacji miejskiej; innymi słowy: o jedną trzecią więcej autobusów i tramwajów by kursowało w mieście i to jest wybudowanie kilku szkół. To są takie pieniądze, jakich łodzianom może zabraknąć. Gdyby te zmiany podatkowe zostały wprowadzone, to trzeba by oszczędzać na inwestycjach, bo trudno ograniczać wydatki bieżące, bo to by się łączyło ze zwolnieniami czy drastycznym obniżeniem standardu usług typu: transport zbiorowy. To nie wchodzi w rachubę - podkreśla przewodniczący Walasek. Jeżeli nie pojawi się ten mechanizm kompensacyjny, mieszkańcom Łodzi i innych miast, zostanie zabrana szansa na nowe drogi, kamienice, na kolejne remonty. To jest bardzo niebezpieczne.

Prognozowane wpływy z podatku od osób fizycznych w Łodzi na ten rok, to miliard 180 mln złotych. Brak 140 mln zł oznacza, że miasto straciłoby ponad jedną dziesiątą sumy, zasilającej budżet.

Z niepokojem na obietnice wyborcze patrzą też włodarze mniejszych miast, m.in. Chorzowa. Samorząd nie będzie mógł realizować zadań, które są potrzebne dla całości społeczności lokalnej - chodniki, drogi czy inwestycje w szpitalu są finansowane ze środków, także z podatków od osób fizycznych - mówi w rozmowie z reporterka RMF FM Anną Kropaczek wiceprezydent Chorzowa Marcin Michalik. Jaki jest pomysł na rozwiązanie tego problemu? Jedną z propozycji, jaka się pojawia jest pojawienie się udziału gmin w podatkach pośrednich, np. w VAT. Także gminy mogłyby korzystać z tej dobrej sytuacji gospodarczej, mając środki na rozwój - podkreśla.

Przez mniejsze wpływy do budżetu samorządy mogą również mieć problem z realizacją niektórych projektów unijnych.

Szef kancelarii Mateusza Morawieckiego: Samorządy mają teraz więcej pieniędzy

O te alarmujące prognozy samorządów Robert Mazurek zapytał w Porannej rozmowie w RMF FM szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka, który w odpowiedzi zaznaczył, że "w latach 2015-18, dzięki uszczelnieniu systemu podatków dochodowych, do samorządów trafiło ponad 20 miliardów złotych więcej".

Krótko mówiąc: samorządy mają więcej pieniędzy. (...) I teraz to, na co będą te pieniądze wydawały, to jest decyzja samorządów - stwierdził.

Wydaje się, że jest to tym bardziej zaskakująca wypowiedź, że te samorządy, które właśnie dziś podejmują temat potencjalnego braku środków, w latach rządu Platformy Obywatelskiej, kiedy kolejne zadania były samorządom zlecane, nic nie mówiły. A dzisiaj... - skomentował Dworczyk.

Samorządowcy chcą rozmawiać z Mateuszem Morawieckim

Samorządowcy zamierzają jednak działać. Jak dowiedział się reporter RMF FM Piotr Bułakowski, ws. mniejszych wpływów do samorządowych budżetów z podatku PIT Unia Metropolii Polskich będzie chciała spotkać się z Mateuszem Morawieckim.

Od prezesa Unii, prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego nasz dziennikarz usłyszał, że do sześciu związków zrzeszających województwa, powiaty, gminy, miasta, miasteczka i wsie wysłano pismo dot. spotkania z premierem i minister finansów Teresą Czerwińską. Po zebraniu podpisów do szefa rządu trafi oficjalna prośba w tej sprawie.

Co istotne, samorządy nie sprzeciwiają się - jak zastrzega Tadeusz Truskolaski - obniżce stawki podatku PIT - ale chcą za to rekompensaty.

Ekonomistka: Pytanie, czy wolimy mieć więcej w kieszeni, czy dobrą edukację?

Problem dostrzegają ekonomiści: ostrzegają, że rząd nakłada na samorządy coraz większe obciążenia, nie dając za to nic w zamian - a to groźne.

Zwracają uwagę, że obniżenie podatku PIT - z którego mogą cieszyć się pracownicy, bowiem zarobią więcej "na rękę" - dla samorządów jest problemem: bardzo obniża ich zdolność do budowy dróg, dbania o szpitale, żłobki, przedszkola czy szkoły.

Pytanie, co wolimy? Czy chcemy mieć dobrą edukację, na dobrym poziomie - a na to potrzebne są nasze wspólne pieniądze z podatków - czy też wolimy mieć więcej w kieszeni - mówi Krzysztofowi Berendzie dr Małgorzata Krzysztoszek, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego, przestrzegając równocześnie, że to "więcej w kieszeni" ostatecznie będziemy musieli wydać sami: na prywatne leczenie albo opiekę nad dziećmi.