Wątpliwi eksperci, fałszywe wyliczenia, polityczna hucpa. Tak wygląda prezentowany opinii publicznej obraz spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Sektora, który działa na polskim rynku od 25 lat. Przez 20 z nich, do momentu kiedy przepisy dla SKOK-ów zaczęli tworzyć politycy PO-PSL, żadna ze spółdzielczych kas nie upadła. Głos w sprawie zabrali przedstawiciele sektora SKOK, ujawniając manipulacje – czytamy na łamach najnowszego numeru tygodnika "Sieci".
Redakcja tygodnika "Sieci" oraz miesięcznika "Gazeta Bankowa" podejmuje temat SKOK-ów. Jak piszą, okazuje się, że sprawa kas spółdzielczych jest tylko przykrywką dla afer, w których istotną rolę odgrywa PO, m.in. Amber Gold. Politycy opozycji, szczególnie Leszek Balcerowicz, próbują wmówić Polakom, że SKOK-i kosztowały obywateli niemal 5 mld zł i że jest to "największa afera po 1989 roku". Jednak przedstawiciele Kasy Krajowej na konferencji prasowej, która odbyła się 21 września, zadali kłam rozpowszechnianym informacjom - piszą dziennikarze "Sieci".
Przedstawiciele Kasy Krajowej podkreślają, że te i podobne im słowa to fikcja.
Do tej pory, w tak krótkim czasie, syndycy odzyskali już ponad pół miliarda złotych w gotówce. A pamiętajmy, że w pierwszej kolejności te pieniądze płyną szerokim strumieniem właśnie do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego - mówił podczas konferencji prasowej Rafał Matusiak, prezes Krajowej SKOK.
Na ten aspekt wypłat depozytów przedstawiciele centralnej instytucji sektora spółdzielczych kas zwracają szczególną uwagę. Twierdzenie mówiące, że koszty upadłości SKOK-ów ponosi społeczeństwo, jest manipulacją. Środki przeznaczone na wypłaty depozytów dla członków kas spółdzielczych, które upadły pod nadzorem zarządców komisarycznych ustanowionych przez poprzedni zarząd Komisji Nadzoru Finansowego, są bowiem odzyskiwane i wracają na konta BFG. Tak upada najczęściej powtarzany przez rzekomych ekspertów mit o SKOK-ach - czytamy w artykule.