Według danych GUS za 2001 rok, spośród miast wojewódzkich najtańszych urzędników miał Białystok – każdy z mieszkańców płacił na nich 104 złote. Pierwsze miejsce w tej tabeli zajęła Warszawa. Każdy z warszawiaków wydał na biurokrację ponad 300 zł. W kategorii miast na prawach powiatu najdroższy był Sopot, najtańszy – Sosnowiec.
3 budynki, w tym jeden – ten najważniejszy - przedwojenny: 4 piętra, na każdym kilkadziesiąt pokoi, w których pracuje ok. 450 urzędników. Według nich, dla miasta, które ma 240 tys. mieszkańców jest to liczba stosunkowo niska.
Żeby nie zginąć w labiryncie pokoi, część spraw można załatwić zaraz po wejściu do magistratu w specjalnych punktach na parterze. Dzięki temu oszczędza się czas, ale są też oszczędności te najbardziej wymierne – finansowe. By zaoszczędzić pieniądze, urząd prowadzi przy każdej inwestycji poniżej 3 tys. euro rozpoznanie cenowe. Efektywniej wykorzystywani są też gońcy – tylko na samych oszczędzanych jest ok. 15 tys. zł miesięcznie.
Te i inne oszczędności sprawiają, że każdy mieszkaniec Sosnowca płaci urzędnikom za ich pracę niewiele ponad 90 zł.
Niekwestionowanym liderem w kategorii najdroższych miast na prawach powiatu jest Sopot. Na urzędników statystyczny mieszkaniec miasta wydaje tam rocznie – uwaga! - 292 złote miesięcznie.
A jak funkcjonuje aż tak drogi urząd miasta? Reporter RMF Wojciech Jankowski wcielił się w rolę bezrobotnego, który chce postawić na jednej z pustych, miejskich działek w Sopocie, tuż przy plaży, budkę z lodami. Zbieranie informacji zaczęło się od dyżurki straży miejskiej, bo w sopockim urzędzie nie ma informacji. Posłuchaj relacji:
Foto: Archiwum RMF
09:40