"Tylko unijne regulacje mogłyby przeszkodzić w wydobyciu gazu łupkowego" - powiedziała nowa szefowa Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Z Grażyną Piotrowską-Oliwą rozmawiał dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda.
Krzysztof Berenda: Jaki jest pani pomysł na to, żeby projekt wydobycia gazu łupkowego zakończył się z sukcesem?
Grażyna Piotrowska-Oliwa, prezes zarządu Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa: Od kilku dni mamy bardzo dużą ilość spekulacji na temat tego, ile Polska naprawdę ma zasobów gazu łupkowego. W zeszłym roku Amerykanie powiedzieli, że to 5,3 biliona metrów sześciennych. Od 10 dni słyszymy, że może być mniej. W zestawieniu z roczną konsumpcją gazu w Polsce, czyli w przybliżeniu 14,5 mld metrów sześciennych, to nawet, gdyby się okazało, że te zasoby to "tylko" 1 bilion, to nadal jest to bardzo dużo. Sukces łupków wynika z dwóch rzeczy. Chodzi między innymi o znalezienie źródła finansowania, ponieważ jeden odwiert kosztuje 15 mln dolarów. Czyli to jest ogrom inwestycji i nakładów, które trzeba ponieść, żeby móc mówić o przemysłowym wydobyciu tego gazu. Można to porównać do budowy elektrowni jądrowej, Trzeba także wziąć pod uwagę możliwości techniczne spółek, które poszukują i wydobywają gaz. W tej chwili - oprócz spółek PGNiG - zaczynają się pojawiać spółki z zagranicy prowadzące poszukiwania tego typu. To jest wypadkowa dwóch rzeczy. Z jednej strony możliwości technicznych, ile tych odwiertów można zrobić w ciągu roku, i z drugiej, ile tych odwiertów technicznie można zrobić przy znalezieniu finansowania. Dlatego podkreślam, że rozmawiamy z partnerami, aby mieć więcej pieniędzy, co pomoże nam wykonać więcej odwiertów w szybszym czasie. Jednocześnie trzeba zminimalizować ryzyko, rozkładając to na kilka podmiotów.
Nie boi się pani czegoś, co można nazwać szerokim stwierdzeniem "propagandy antyłupkowej", czyli protestów lub dziwnych raportów nie tylko w Polsce. Przykładem jest Bułgaria, gdzie zakazano wydobycia łupków po protestach, które miał miejsce nawet nie w Bułgarii, ale w całej Europie.
To nie tylko Bułgaria. To jest też kwestia lobby atomowego, czyli Francji i częściowo Niemiec. Nie można lekceważyć Rosji, która ogromną część swojego eksportu, wysyła do Polski i do Europy Zachodniej. Ja głęboko wierzę w pokazywanie mieszkańcom obszarów, na których będą prowadzone poszukiwania i później będzie wydobywany gaz łupkowy, jak to naprawdę wygląda w rzeczywistości. Popatrzymy na to, co jest robione w Stanach Zjednoczonych. Kopalnia nie jest kopalnią dokładniej znanej nam definicji. Obrazowo - to są dwa zawory i rury na górze, na małej połaci ziemi, które zostają po poletkach nie większych, niż takie poszukiwawcze tzw. pady, które z reguły są pięciohektarowe. Jeżeli się mówi, że odwierty są prowadzone na powierzchniach kilkunastu kilometrów kwadratowych, to nie mówi się o tym, co jest na powierzchni, tylko o tym, co się dzieje średnio 3 km pod ziemią. Czyli chodzi o coś, co nie ma w ogóle wpływu na to, co się dzieje na powierzchni i na mieszkańców. Najważniejsze jest budowanie świadomości mieszkańców, pokazywanie jak to naprawdę wygląda, że woda nie płynie z kranów płonąc, że nie ma żadnych zapachów, żadnej chemii, bo do tego procesu żadnej szkodliwej dla zdrowia chemii się nie używa. Ważne, aby podkreślać cały czas ekonomię takich przedsięwzięć, czyli pokazywać że gmina, która ma takie inwestycje ma z tego ogromne korzyści ekonomiczne. Trzeba przekonywać, że to nie jest tragedia, i że może to być dużo mniej uciążliwe, niż np. kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego.
Który obszar jest najbardziej narażony na lobbing antyłupkowy? Społeczności lokalne, czy może szeroko rozumiana opinia publiczna, środowisko polityczne czy biznesowe?
Najważniejsze są społeczności lokalne, bo to one mogą znacząco utrudnić prowadzenie prac. Ci ludzie są bezpośrednio na styku poszukiwań z życiem codziennym, także zdecydowanie te społeczności lokalne są ważne. Im trzeba po prostu pokazać i wytłumaczyć, co się wiąże z takimi poszukiwaniami. Dwie koncesje, w których jesteśmy najbardziej zaangażowani, czyli Wejherowo i Lubycza, to są tak naprawdę małe obszary w stosunku do obszaru całej Polski. Jeśli popatrzymy na gęstość zaludnienia na tych terenach, to jest jakiś promil, ale to tam trzeba być, tam należy rozwiewać wątpliwości. Pokazywać obiektywnie, z czym wiąże się prowadzenie działań poszukiwawczych i wydobywczych, pokazać bardzo precyzyjnie korzyści dla społeczności lokalnej, które zawsze się z tym wiążą.
Czy widzi pani coś co może zablokować, zatrzymać projekt wydobycia gazu łupkowego w Polsce?
Tylko regulacje wymuszone na poziomie europejskim. To jest coś, co mogłoby takim pracom przeszkodzić, bo wszystkie kraje unijne są zobowiązane do przestrzegania unijnego prawa. Jeżeli byłby taki zakaz na poziomie unijnym, to wtedy kwestia odwoływań i procesów byłaby bardzo skomplikowana. Druga sprawa, to kwestia finansowania całego projektu, ale nie widzę tego w kategoriach zagrożeń, tylko analizy ekonomicznej konkretnej inwestycji i później korzyści które z tego płyną.