400 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania domaga się od Skarbu Państwa małżeństwo z Podkarpacia zakażone wirusem HIV. Małżonkowie twierdzą, że nie zostali na czas powiadomieni przez rzeszowską stację krwiodawstwa o zakażeniu jednego z nich wirusem. Proces w tej sprawie toczy się w rzeszowskim sądzie przy zamkniętych drzwiach.

REKLAMA

6 lat temu małżeństwo oddało krew dla matki mężczyzny. Po badaniach w stacji krwiodawstwa w Rzeszowie okazało się, że on zakażony jest wirusem HIV. List dyrektora stacji zawiadamiający o tym wrócił z opisem „adresat nieznany”.

Przez 4 lata mężczyzna nie wiedział, że jest nosicielem. Zaraził żonę. Pełnomocnik małżeństwa twierdzi, że z pomocą biura meldunkowego można było ustalić adres małżeństwa. Jednak te zarzuty odpiera pełnomocnik Skarbu Państwa: Naszym zdaniem był to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Zawiadomiono go listem poleconym na adres, jaki podał, a że państwo nie odebrali przesyłki, to już nie jest nasza wina - mówi mec. Rafał Cieśliński.

Teraz małżeństwo walczy o uchronienie swoich dzieci przed wirusem i o zapewnienie im przyszłości. Zostaje dwoje małych dzieci. Ja nie wiem, ile będziemy żyć. Mój stan zdrowia z dnia na dzień pogarsza się, a ja przecież mam prawo w domu skaleczyć się w palec. To jest przecież samo życie - mówi kobieta. Utrzymuje jednocześnie, że jej mąż zakaził się wirusem podczas badań lub oddając krew. Był honorowym dawcą.

Foto: Archiwum RMF

23:10