Pomimo dobrej koniunktury na rynku pracy, nie wszyscy mogą być pewni zatrudnienia. Widać wyraźny wzrost zwolnień grupowych - pisze "Rzeczpospolita".
"Bank BGŻ, PKO BP, PZU, Alior Bank, Orange, Skanska, Makro Cash & Carry, T-Mobile - to tylko część najbardziej znanych z ponad 800 firm, które w ubiegłym roku i na początku 2017 r. zgłosiły do urzędów pracy plany zwolnień grupowych" - pisze "Rzeczpospolita".
Dane Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wykazują, że po spadku w 2015 r., gdy liczba osób objętych grupowymi cięciami była najniższa od dekady, ubiegły rok przyniósł tu znaczący wzrost. Liczba osób zgłoszonych do zwolnienia zwiększyła się do 35,1 tys. - to o ponad 40 proc. w porównaniu z 2015 r. Jeszcze bardziej - bo prawie o 55 proc. - zwiększyła się liczba faktycznie zwolnionych pracowników.
Ekonomiści, z którymi rozmawiała "Rzeczpospolita" twierdzą, że nie jest to zjawisko kryzysowe. Ich zdaniem nie należy go wiązać ze zmianą koniunktury na rynku pracy, która "nadal powinna sprzyjać pracownikom i kandydatom do pracy". W kolejnych miesiącach zatrudnieniu powinno sprzyjać prognozowane przyspieszenie tempa wzrostu PKB i odbudowa popytu na inwestycje (m.in. dzięki większemu wykorzystaniu funduszy z Unii Europejskiej).
Nie oznacza to jednak, że zwolnień nie będzie, szczególnie w sektorze finansowym, gdzie trwa konsolidacja banków, a dodatkowo firmy dostosowują się do zmian technologicznych.
Wzrost zwolnień grupowych w 2016 r. oraz pierwsze duże zwolnienia zaplanowane w 2017 r. (głównie w bankowości i telekomunikacji) wskazują, że nowe technologie: systemy bankowości internetowej i obsługi online, wymuszają zwolnienia pracowników zajmujących się bezpośrednią obsługą klientów - wyjaśnia Aleksander Kornatowski, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie, które notuje najwięcej zgłoszonych i zrealizowanych zwolnień.
(mn)