Rok 2024 może przynieść na rynku mieszkaniowym uspokojenie i stabilizację, a nawet i delikatną obniżkę cen. Wiele zależy od sytuacji gospodarczej, która wpłynie na rynek kredytowy, ale też od decyzji politycznych, jakie wkrótce zapadną.
Nie należy mieć złudzeń, ceny mieszkań się nie załamią, nie spadną 15 czy 20 proc., a przecież nawet większe wzrosty odnotowaliśmy tylko w 2023 roku. Choć zależy to od wielu czynników, to jest szansa, że drobne spadki jednak zobaczymy.
Myślę, że na początku roku - to może nie, natomiast istnieje taka możliwość - prognozuje prezes REDNET Property Group Robert Chojnacki. Zobaczymy ile najpierw podrożeją - dodaje. Rynek mieszkaniowy będzie w dużej mierze uzależniony od akcji kredytowej.
Najważniejsza rzecz jest taka, że w tym roku mieliśmy do czynienia z tak dużym wzrostem, że on powoli zderza się z możliwościami kupujących, zwłaszcza w zakresie małych mieszkań, których to wzrost ceny był napędzany pośrednio oraz bezpośrednio przez kredyt 2 proc. - twierdzi prezes grupy badającej rynek mieszkaniowy. Bezpośrednio, bo same te kredyty napędzały rynek, i pośrednio, że podłączyła się pod to znaczna ilość spekulantów, którzy słusznie uważali, że ten program spowoduje wzrost popytu i wzrost cen na tego typu nieruchomości. Natomiast ceny zostały wywindowane do takich poziomów, gdzie zakładanie, obstawianie dalszego i gwałtownego wzrostu cen jest ryzykowne.
Wydarzenia na rynku mieszkaniowym pozostaną jednak pewną niewiadomą, dopóki nie poznamy planów rządu na program Bezpieczny kredyt 2 proc. - to czy będzie kontynuowany i w jakim zakresie będzie miało ogromny wpływ na rynek.
Część banków już przestała przyjmować wnioski - zdradza Robert Chojnacki. Limit środków przewidzianych w programie, jeszcze przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, na rok 2023 i 2024 został niemal w pełni wyczerpany.
Jeżeli kredyt 2 proc. nie będzie kontynuowany najprawdopodobniej wejdziemy w fazę płaskowyżu, wypłaszczenia, czyli ceny przestaną rosnąć, ale raczej ze względu na niską podaż nie należy spodziewać się ich spadku. Natomiast jeżeli będzie jakaś nieprzemyślana kontynuacja, przedłużenie i dosypanie pieniędzy do kredytu 2 proc. w takiej formie, jak on jest teraz, to mamy dwa-trzy miesiące dalszego, może nie tak silnego, ale jednak mimo wszystko wzrostu cen i dojście do ceny takiej, z której będzie musiał nastąpić spadek - prognozuje ekspert i dodaje, że w dłuższej perspektywie spodziewa się stabilizacji na rynku mieszkaniowym.
Popyt będzie raczej mniejszy niż w 2023 roku, Duża jego część została już zrealizowana w ostatnich, rekordowych miesiącach - zarówno w październiku, jak i listopadzie banki udzieliły ok. 24 tysięcy kredytów mieszkaniowych, w czym ogromny udział miał właśnie program rządowych dopłat. Ale rosnące ceny jednych mobilizują do zakupu mieszkania, a innym to uniemożliwiają.
Korzyści z tego programu zostały w jakiejś części zjedzone przez wzrost cen tych nieruchomości i należy spodziewać się uspokojenia na rynku - twierdzi ekspert. Z każdą podwyżką cen spada liczba tych, którzy są w stanie te mieszkania kupić. Zwracam uwagę też na to, że zaczęła się powoli odbudowywać podaż - mówi Robert Chojnacki.
Rzeczywiście w ostatnich miesiącach deweloperzy więcej budują, więcej mieszkań oddają do użytkowania, i uzyskują więcej pozwoleń na budowy. Ale podaż poprawia się też dzięki rynkowi wtórnemu - zauważa prezes REDNET.
Mamy część mieszkań na rynku wtórnym, która wróciła na rynek przez to, że część Ukraińców, którzy wygenerowali popyt na mieszkania na wynajem, teraz opuszcza ten rynek. To też ma wpływ na rynek pierwotny, to są naczynia połączone. Jeżeli mamy podaż na rynku wtórnym, i tam ceny przestaną rosnąć, to też będzie to musiało być uwzględnienie na rynku pierwotnym, deweloperskim - mówi ekspert.
Po szalonym więc dla rynku mieszkaniowego roku 2023 jest szansa na stabilizację i zatrzymanie wzrostów cen. Tego możemy sobie życzyć na Nowy Rok, choć w trudnej sytuacji stawia to nowy rząd, który w kampanii wyborczej chciał pójść dalej od poprzedników i zaoferował wyborcom kredyt 0 proc. Dziś wiemy, że byłby to kolejny silny impuls dla rynku, którego konsekwencją będzie dalszy wzrost cen.