Zakupy internetowe mają być od nowego roku łatwiejsze, a klienci - lepiej poinformowani i chronieni przed nadużyciami. Zmiany, które wchodzą w życie 1 stycznia 2023 r., dostosowują polskie prawo do zapisów unijnej dyrektywy Omnibus.
Celem tych regulacji jest zwiększenie przejrzystości. Jeżeli wszyscy sprzedawcy się dostosują, to nam jako klientom łatwiej będzie pewne rzeczy doczytać podczas zakupów internetowych - tłumaczy w rozmowie z RMF FM Agnieszka Grzesiek-Kasperczyk, radca prawny i szkoleniowiec. Zwraca uwagę, że unijna dyrektywa zakładała półroczny okres wdrożenia nowych rozwiązań. Polscy przedsiębiorcy dostali znacznie mniej czasu. Ustawa o zmianie ustawy o prawach konsumenta oraz niektórych innych ustaw została przyjęta przez Sejm i podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę na początku grudnia, a jej przepisy wchodzą w życie już 1 stycznia.
Warto zauważyć, że zmiany legislacyjne wynikające z dyrektywy Omnibus miały wejść w życie we wszystkich krajach unijnych już w maju 2022 roku - Polska wprowadza je z opóźnieniem.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Jednym z celów zmian w przepisach jest walka z fałszywymi promocjami. Chodzi o mechanizm powtarzający się np. przy okazji Black Friday czy Cyber Monday - znaczne podnoszenie ceny, by po kilku dniach ją obniżyć i wywołać u konsumentów wrażenie, że mają do czynienia z okazją, której nie można przegapić.
W każdym przypadku, kiedy sklep internetowy obniża cenę i gdzieś nam to pokazuje - czy to na stronie internetowej, czy nawet w mailingu - sprzedawca będzie musiał też podać najniższą cenę tego produktu w ciągu ostatnich 30 dni - mówi RMF FM Agnieszka Grzesiek-Kasperczyk. Co ważne, ta regulacja dotyczy także reklam. Zmienią się więc m.in. bannery informujące o promocjach, które wyświetlają się nam na różnych stronach internetowych.
Gdy będziemy znać najniższą cenę danego produktu, łatwiej będzie nam ocenić, czy superobniżka, którą widzimy w sieci, nie jest tylko chwytem marketingowym.
Według badania przeprowadzonego w 2020 r. na zlecenie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, 93 proc. osób robiących zakupy w internecie kieruje się opiniami o produkcie zamieszczonymi przez innych konsumentów. Nowe przepisy mają sprawić, że właściciele sklepów będą bardziej niż do tej pory dbać o jakość recenzji produktów, które oferują.
Nie chodzi o to, że sprzedawca musi zapewnić, że każda opinia jest prawdziwa - zastrzega Agnieszka Grzesiek-Kasperczyk. Musi poinformować, jakie starania podejmuje, aby opinie o jego produktach były prawdziwe - dodaje ekspertka. Co to może oznaczać w praktyce? Np. umożliwienie publikowania opinii tylko zarejestrowanym klientom lub tym, którzy kupili dany produkt. Wszystko po to, byśmy jako konsumenci nie byli manipulowani poprzez fałszywe recenzje - czy to pozytywne, czy negatywne.
Kolejna zmiana wchodząca w życie od 1 stycznia dotyczy platform fachowo nazywanych marketplace'ami. To są serwisy, na których możemy kupić produkty od różnych sprzedawców - takie internetowe galerie handlowe - wyjaśnia obrazowo radca prawny Agnieszka Grzesiek-Kasperczyk. Właściciel takiego marketplace'u będzie musiał nas informować dlaczego, jeżeli wpisaliśmy w wyszukiwarkę dane zapytanie - np. "buty sportowe" - to pewne oferty pokazują nam się na pierwszym miejscu, a inne o wiele wiele niżej - dodaje ekspertka.
Właściciel serwisu będzie musiał informować klientów, jakie kryteria decydują o tym, że produkty wyświetlają się nam w takiej, a nie innej kolejności. Ma też ujawnić, jaka jest waga tych czynników.
Jeżeli to, że ja widzę buty na pierwszej pozycji, wynika z tego, że sprzedawca najwięcej zapłacił za ukazanie jego oferty, to powinna być przekazana taka informacja - precyzuje Agnieszka Grzesiek-Kasperczyk. Zwraca uwagę, że obecnie niektórzy przedsiębiorcy deklarują na swoich stronach, że wyświetlają nam oferty najlepiej pasujące do zapytania. Nie jest to jednak zrozumiałe i jasne dla konsumentów.
W 2023 r. łatwiejsze ma być korzystanie z internetowych wyszukiwarek. Będą one musiały wyraźniej niż do tej pory oznaczać sponsorowane wyniki wyszukiwania. To próba odwrócenia trendu nazywanego ads shading - coraz mniej wyraźnego oddzielania reklam od organicznych wyników wyszukiwania.
Dawniej wyniki, które wyskakiwały na początku strony jako reklama, były oznaczone kolorem. Kiedyś to był kolor niebieski, później zielony. Na przestrzeni lat oznaczenie "reklama" zaczęło być czarne, pisane coraz mniejszą czcionką. Dzisiaj często konsumenci tego nie zauważają - mówi RMF FM Agnieszka Grzesiek-Kasperczyk. Jak dodaje, od 1 stycznia reklamy w wynikach wyszukiwania mają być oznaczane wyraźnie. Jej zdaniem oznacza to powrót do wyróżniania ich kolorem. Co ważne, serwisy typu marketplace są traktowane tutaj jak wyszukiwarki - również one będą musiały poprawić widoczność reklam, które wyświetlają się nam, gdy szukamy jakiegoś produktu.
Nowe przepisy wprowadzają też obowiązek informowania nas o tym, że dany sklep internetowy czy platforma stosuje profilowanie. Chodzi np. o sytuacje, w której nowi użytkownicy widzą wyższe ceny produktów i usług niż ci stali - którym domyślnie naliczany jest rabat. Dalej będzie można to robić, ale trzeba będzie o tym wprost poinformować.
Niewielką zmianę zauważą ci, którzy kupują w sieci e-booki i inne treści cyfrowe. Do tej pory, by wykluczyć prawo zwrotu takiego produktu, należało umieścić na stronie okienko, w którym klient potwierdzał, że chce doręczenia przed terminem 14 dni.
Po 1 stycznia ten komunikat będzie musiał brzmieć troszkę inaczej. Trzeba odebrać od konsumenta żądanie doręczenia mu produktu natychmiastowo i oświadczenie, że wie o tym, że traci prawo do odstąpienia od umowy. Te komunikaty będą musiały być bardziej dobitne - ocenia w RMF FM radca prawny Agnieszka Grzesiek-Kasperczyk.
Co grozi przedsiębiorcom, którzy nie będą wywiązywać się ze swoich nowych obowiązków? Ustawa zakłada m.in., że gdy ktoś zignoruje obowiązek podawania przy promocji najniższej ceny z ostatnich 30 dni, kara może wynieść 20 tysięcy złotych, a jeśli sytuacja powtórzy się trzykrotnie w ciągu roku - 40 tys. złotych.
Pakiet zmian, który wchodzi od 1 stycznia, nie wnosi jakichś wielkich rewolucji, jeśli chodzi o sposoby karania - mówi RMF FM Małgorzata Cieloch, rzeczniczka Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zostają najważniejsze kary, które może wymierzyć UOKiK - do 10 proc. obrotu za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów. To może być np. kara za niejasny system weryfikacji opinii lub jego brak - dodaje.
Jak tłumaczy Małgorzata Cieloch, nowością jest przepis dotyczący sytuacji, gdy UOKiK nie może ustalić obrotu przedsiębiorcy, którego chce ukarać. W takim przypadku dopuszczona będzie kara wynosząca maksymalnie 2 mln euro.