Rząd ukraiński zadeklarował, że do 2030 roku chce, by wynagrodzenia w kraju dogoniły zarobki w Polsce. Szef komisji podatkowej stwierdził jednak, że dogonienie Polaków z zarobkach jest możliwe w perspektywie 30-40 lat.
Premier Denys Szmyhal ogłosił, że rząd dąży do tego, by zarobki na Ukrainie dogoniły poziom polski albo słowacki do 2030 roku.
W grudniu 2020 roku płace realne wzrosły o 10 proc. w porównaniu do grudnia 2019 roku i wyniosły 14,2 tys. hrywien (ponad 1800 zł). Najważniejszym zadaniem postawionym przez rząd jest osiągnięcie poziomu zarobków naszych sąsiadów z Polski czy Słowacji do 2030 roku - ogłosił Szmyhal.
Szef rządu przypomniał, że Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy wprowadzający system zachęt dla obywateli, którzy pracowali za granicą i wrócili na Ukrainę. Chcemy, aby tacy obywatele mogli założyć tu własną działalność gospodarczą, by pozostali, mieszkali i pracowali na Ukrainie. Państwo jest gotowe przeznaczyć nawet 150 tys. hrywien (ok. 20 tys. zł) na rozpoczęcie własnej działalności. To niewielkie fundusze, ale jesteśmy pewni, że będą dodatkową motywacją dla ludzi, by pozostali w kraju, tworzyli miejsca pracy i rozwijali naszą społeczności - podkreślił.
Entuzjazm Szmyhala hamuje jednak przewodniczący komisji ds. polityki podatkowej i celnej i poseł partii rządzącej Sługa Ludu Danyło Hetmancew. Wskazał on, że Ukraina jest najbiedniejszym krajem w Europie i powinna raczej zastanowić się nad tym, jak dogonić Armenię albo Białoruś.
Odnośnie wynagrodzeń jak w Polsce, to nie wiem jakimi kalkulacjami kierował się premier. Jeśli jednak porównamy nasz poziom PKB per capita z polskim, to wychodzi, że potrzebujemy około 30-40 lat, by dogonić Polskę i to pod warunkiem, że Polska będzie stała w miejscu - powiedział w telewizyjnym wywiadzie.