Eurodeputowani po raz pierwszy od wejścia Polski do Unii Europejskiej przedłożyli interes partyjny nad narodowy. Chodzi o posłów lewicy, którzy świadomie zagłosowali na niekorzyść naszego kraju. Skrytykował ich poseł Platformy Obywatelskiej Jacek Saryusz-Wolski, który… sam nie wziął udziału w głosowaniu.
Posłowie lewicy - Lidia Geringer de Oedenberg, Bogusław Liberadzki, Wojciech Olejniczak, Marek Siwiec i Janusz Zemke - poparli niekorzystną dla polskiej gospodarki propozycję Komisji Europejskiej, która chce poprzez "ręczne sterowanie" podnieść ceny zezwoleń na emisje dwutlenku węgla. Dla polskiego przemysłu energochłonnego to katastrofa, bo drożeją koszty produkcji. Odczujemy to także my - zwykli konsumencie, gdy przyjdzie nam płacić więcej za elektryczność. Rządowe wyliczenia pokazują, że wprowadzenie tego systemu może kosztować Polskę 4 miliardy złotych.
W głosowaniu przegraliśmy stosunkiem 292 do 289 głosów (były 32 głosy wstrzymujące się). Do wygranej zabrakło głosów posłów SLD i Europy+ . W tego typu sprawach do tej pory była zawsze zgoda ponadpartyjna. Dziś jest ona niszczona w imię poszukiwania tożsamości na scenie politycznej, chodziło o przypodobanie się szefowi socjalistów Martinowi Schulzowi - komentuje europoseł PiS Konrad Szymański, który ujawnia, że sam przesyłał wszystkim informacje o znaczeniu głosowania. Także wszyscy polscy eurodeputowani otrzymywali alarmujące sygnały od polskich reprezentacji pracodawców i przemysłu.
Niestety smutna prawda o przedkładaniu interesów partyjnych w tym wypadku dotyczy także eurodeputowanego PO. Saryusz-Wolski wprawdzie jako pierwszy skrytykował posłów lewicy, ale sam w ogóle nie głosował. Brał wówczas udział w spotkaniu partyjnym - wprawdzie na najwyższym szczeblu, z chadeckimi szefami państw i rządów (szczyt EPP) - ale przecież jego pierwszym obowiązkiem jako europosła jest udział w głosowaniu. Zwłaszcza jeżeli sam uważa, że głosowanie w sprawie cen zezwoleń na emisję dwutlenku węgla było tak ważne dla interesów gospodarczych Polski.
(mal)