W nadchodzących miesiącach będzie trudniej o pracę. W portfelach nam nie przybędzie, ale i ceny przestaną rosnąć. Ekonomiści nie są natomiast pewni, kiedy będzie lepiej; czy obecny brak tchu polskiej gospodarki to chwilowa zadyszka, czy dopadł nas kryzys, który dusi wiele krajów zachodniego świata.
Wczorajsze wieści o ledwie dwuprocentowym wzroście gospodarczym w zeszłym roku wzmogły obawy, że wyniki po pierwszej połowie 2013 roku mogą być najgorsze od czasu wstrząsowej terapii z początku lat 90. Ekonomiści nie są natomiast w pełni zgodni co do tego, co dalej.
"Koniec euforii, Polska wraca do rzeczywistości" - to komentarz na stronie internetowej jednej z prestiżowych publikacji ekonomicznych. Według cytowanego w gazecie "Financial Times" Nicholasa Spiro z firmy Spiro Sovereign Strategy dane pokazują, że kryzys w Polsce jest "ostry i poważny".
Z drugiej strony zauważa się, że słabe dane to po części efekt statystyczny, bo porównujemy obecne wyniki z czasem dużych inwestycji wspieranych przez kredyty i pieniądze z Unii. Wszyscy liczą też na to, że odrodzenie gospodarcze w Niemczech, tak jak bywało w przeszłości, powinno przełożyć się na ożywienie w Polsce.
Na razie jest słabo. Od lata 2012 kolejne miesiące rzeczywiście przynoszą coraz gorsze dane. Główna ekonomistka organizacji pracodawców Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek zwraca uwagę, że gospodarka osłabiła się nam w zeszłym roku mocniej niż zapowiadała większość ekspertów.
Pesymiści zauważają, że dzieje się tak głównie dlatego, że Polacy mniej kupują, a to konsumpcyjny wigor Polaków był do tej pory główną siłą napędową gospodarki. "Dane [o PKB] maskują postępujący pod koniec ubiegłego roku spadek popytu wewnętrznego, który zepchnął stopę wydatków gospodarstw domowych do najniższego poziomu od wczesnych lat 90." - zauważa główny ekonomista działu rynków wschodzących w londyńskim Capital Economics Ltd., cytowany przez Bloomberga.
Na domiar złego nie widać szans na zmianę tej sytuacji. Główny ekonomista BRE Banku Ernest Pytlarczyk mówi rmf24.pl. że czasy szybkiego wzrostu realnych płac odeszły do przeszłości."Realny wzrost wynagrodzeń będzie bliski zera. Nie widzimy szans odwrócenia trendu na płacach i zatrudnieniu" - przyznaje Ernest Pytlarczyk, "Popyt konsumpcyjny pozostanie pod wpływem pogarszających się warunków na rynku pracy i potrzeby odbudowy oszczędności" - wtóruje mu Piotr Bujak, ekonomista z banku Nordea.
O tym, że sytuacja na rynku pracy nie będzie się polepszać, świadczą też doświadczenia z poprzednich lat. Ekonomiści zauważyli bowiem, że w Polsce przybywa miejsc pracy w latach, w których wzrost gospodarczy sięga co najmniej 3%. "Dlatego spodziewamy się dalszego pogorszenia sytuacji na rynku pracy i spadku presji płacowej" - mówi główny ekonomista banku Citi Handlowego Piotr Kalisz.
Pesymiści nie widzą szans na zmianę tej sytuacji. Uważają, że nawet na lata możemy ugrzęznąć w marazmie. Dodatkowo nie dostrzegają, jak ekspert Pracodawców RP Piotr Wołejko, żadnych starań rządu o pobudzenie przedsiębiorczości. Nie widzą skutecznego wsparcia władz dla postępu technicznego, który w przyszłości mógłby pomóc Polsce zmienić się z tańszego zaplecza Unii Europejskiej, w kraj skutecznie konkurujący na międzynarodowym rynku dzięki nowoczesnym produktom.
"Pieniądze rozchodzą się do wielu ośrodków, podczas gdy trzeba by się było skoncentrować na kilku okręgach flagowych, by dokonać skoku technologicznego." - mówi Ernest Pytlarczyk.
Na razie nasz eksport jest konkurencyjny głównie dzięki temu, że jest tańszy i korzystamy z geograficznej bliskości mocarstwa ekonomicznego. Od dwóch dziesięcioleci zmiany na wykresie obrazującym kondycję niemieckiej gospodarki w uderzający sposób odbijają się na krzywej dotyczącej Polski. Polscy ekonomiści liczą więc na to, że w nadchodzących miesiącach polską gospodarkę pociągnie to, co napędza ją od lat, czyli ogromny rynek sąsiednich Niemiec.
“Jeśli sytuacja w otoczeniu polskiej gospodarki będzie się poprawiać, w ślad za niedawną garścią lepszych niż się spodziewano danych z Niemiec (...) oczekiwane osłabienie aktywności inwestycyjnej w Polsce może nie być tak głębokie i długotrwałe jak się obawiano" - ocenia Piotr Bujak.
Zwraca się też uwagę, że biznes nie widzi przyszłości w tak czarnych barwach jak pracownicy. Inwestycje rosną, co może wskazywać, że już płyną pozytywne sygnały zza granicy. Ponadto zauważa się, że w tym roku ceny powinny rosnąć znacznie wolniej, dzięki czemu Polacy mniej odczują utratę siły nabywczej.
"Czekamy na dane z pierwszego kwartału tego roku, które powinny potwierdzić że najgorsze już minęło" - komentuje Nicholas Spiro. Financial Times przywołuje też opinię Charles`a Robertsona z Renaissance Capital, który nie wyklucza, że w tym roku, wbrew czarnym prognozom, wzrost w Polsce może nawet być szybszy niż w zeszłym.