W ciągu najbliższych tygodni ma być podpisana nowa międzyrządowa umowa z Rosją na dostawy gazu - poinformował wicepremier Waldemar Pawlak. Wiadomo, że za gaz będziemy płacić tyle samo co do tej pory, mimo że kupimy go od Rosjan więcej i aż do 2037 roku przedłużyliśmy z nimi kontrakt
Ceny nie udało się zbić, ponieważ w czasie negocjacji nikt o to nie zabiegał. Jak przekonywał wicepremier Waldemar Pawlak, obowiązują uniwersalne formuły cenowe, które nas zadowalają. Zgodnie z nimi, cena gazu zależy przede wszystkim od ceny ropy z ostatnich dziewięciu miesięcy.
Nie ma dyskusji o cenach w tym przypadku kontraktu. Ceny są indeksowane w stosunku do zewnętrznego parametru. Nie ma tutaj żadnego ryzyka dotyczącego negocjacji czy przyszłych ustaleń - mówił Pawlak.
Dziś ustalono, że na najbliższym posiedzeniu rząd zatwierdzi polsko-rosyjskie porozumienie. Nie ma już przeszkód formalnych. Zespół do spraw bezpieczeństwa energetycznego rekomendował taką decyzję radzie ministrów.
Po ubiegłotygodniowych negocjacjach rząd ogłosił sukces: gazu nie zabraknie, a będziemy go kupować więcej i przez dłuższy czas. Więcej, czyli 11 mld metrów sześciennych rocznie, a dłużej, czyli do 2037 roku. Ogłoszono też osiągnięcie kompromisu w sprawie taryf przesyłowych. I tu dopiero zaczynają się pytania.
Pytanie pierwsze: ile na tranzycie zarobi Polska? Rząd zamazuje bowiem fakty, podając, że stworzyliśmy z Rosjanami algorytm dochodzenia do wysokości opłat. Pytanie drugie: kto będzie miał decydujący głos w spółce, która odpowiada za tranzyt? I fundamentalne pytanie: ile za rosyjski gaz zapłacimy? Logiczne byłoby płacić mniej, bo kupimy więcej i przez dłuższy okres czasu. Takim sukcesem - o ile go mamy - nikt się jednak jeszcze nie pochwalił.