Nauman na prezesa, Kralkowska na ministra - na pierwszy rzut wydaje się, że premier Leszek Miller popełnia w ten sposób samobójstwo. Rezygnuje z ministra Balickiego, który ugasił pożary wzniecone przez swojego poprzednika, a ponownie wprowadza do urzędu podpalaczy. Jeśli się jednak temu przyjrzeć, decyzja wcale nie jest absurdalna...
Według wielu obserwatorów, najkrócej mówiąc decyzja Millera to kolejna odsłona wojny z prezydentem, wojny o przetrwanie. W tych, na pierwszy rzut oka, rozpaczliwych i nerwowych ruchach jest jakaś logika. Najlepszym tego przykładem może być nieoficjalna informacja, że scenariusz wczorajszych i dzisiejszych wypadków napisano w Kancelarii Premiera już 10 dni temu.
Leszek Miller walczy o przetrwanie – to pewne. Aby przetrwać potrzebuje poparcia wpływowych partyjnych baronów. Pozbywa się więc "prezydenckiego" ministra Marka Balickiego, który nie gwarantuje mu nic prócz dodatkowych kłopotów, a w jego miejsce powołuje ludzi związanych z Mariuszem Łapńskim. Dzięki temu zyskuje lojalność kolegów, którzy już niemal jako jedyni trwają przy jego boku.
Przy okazji można zadać także inne pytanie: Dlaczego Miller uzależnił się od takich ludzi jak Mariusz Łapiński – skompromitowanych, a jednak wciąż przez premiera popieranych i wbrew wszelkiej logice wypychanych coraz wyżej...
Foto: Archiwum RMF
07:35