W ub. roku wzrosła o ponad 50 proc. liczba osób, które straciły pracę w wyniku zwolnień grupowych. I to paradoksalnie w sytuacji polepszającej się sytuacji gospodarczej - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".

REKLAMA

Skok "grupówek" to efekt chwilowego spadku koniunktury i zabójczej konkurencji w wybranych gałęziach gospodarki.

Boleśnie odczuli ją przede wszystkim pracownicy sektora handlowego. W wyniku bankructwa sieci Alma (spółka złożyła właśnie wniosek o upadłość likwidacyjną) również w tym roku sytuacja tego sektora nie poprawi się.

Według cytowanych przez "DGP" danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pracodawcy zgłosili do zwolnienia w ub. r. 35,1 tys. osób, czyli o 42 proc. więcej niż rok wcześniej. W ramach zwolnień grupowych pracę straciło 22,4 tys. osób, co rok do roku oznacza wzrost o 54 proc.

Największe zwolnienia grupowe nastąpiły w handlu hurtowym i detalicznym, przetwórstwie przemysłowym oraz w sektorze finansów i ubezpieczeń.

Ekonomiści podkreślają jednak, że w tym samym czasie wskaźnik bezrobocia spadł z ponad 10 proc. w styczniu do nieco ponad 8 proc. w grudniu. Dlatego podchodzą do sprawy spokojnie i nie traktują jej jako systemowego problemu gospodarki.


(mpw)