Amerykańska giełda zanotowała w poniedziałek spadki, a za nią poszły giełdy na całym świecie. W Europie panika na rynkach była pod kontrolą, ale w Azji doszło do tąpnięcia. W tym chaosie chłodną głowę próbują zachować ekonomiści, którzy zaznaczają: nie ma potwierdzonych znaków, że nadchodzi recesja, spokojnie, bez paniki.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Oczywiste jest, że inflacja zbliża się do naszego celu. Oczywiste jest, że rynek pracy zwalnia i doszliśmy do punktu, w którym musimy działać w sposób bardziej zrównoważony - to słowa Prezes Banku Rezerwy Federalnej Mary C. Daly. Inflacja w USA zmierza w kierunku celu, wynoszącego 2 proc. Fed nie zmienił dotychczas stóp procentowych.
Daly uważa, że sama zmiana sposobu komunikacji głównych problemów, stanowi już pewną korektę polityki finansowej.
Tymczasem w przestrzeni publicznej pojawiło się słowo, które mrozi krew w żyłach inwestorów. Recesja.
"The Japan Times" pisze o "krwawej łaźni". Japoński indeks Nikkei spadł w poniedziałek o ponad 12 proc. To była reakcja na zaskakującą podwyżkę stóp procentowych przez Bank Japonii i gwałtowne wzmocnienie jena. To spowodowało, że japońskie produkty stały się mniej konkurencyjne za granicami kraju, co stanowi zagrożenie dla wzrostu gospodarczego Kraju Kwitnącej Wiśni. Kluczowe pojęcie w tym kontekście to carry trade - stosowana przez Japończyków strategia polegająca na inwestycjach wykorzystujących różnice w opodatkowaniu między poszczególnymi krajami. Zmiany stóp procentowych powodują, że transakcje tego typu są mniej opłacalne, co może z kolei napędzać wyprzedaż na rynkach zagranicznych.
Spadki na tokijskiej giełdzie jeszcze przyspieszyły, gdy pojawiły się doniesienia ze Stanów Zjednoczonych, sugerujące, że Fed musi zacząć szybko obniżać stopy procentowe.
Obawy dotyczące możliwej recesji w USA rozprzestrzeniły się na całym świecie. Raport o zatrudnieniu sprawił, że inwestorzy uznali, iż amerykańska gospodarka stoi na znacznie słabszych fundamentach niż sądzono.
W Stanach Zjednoczonych S&P 500, indeks sumujący 500 firm o największej kapitalizacji notowanych na giełdzie nowojorskiej zakończył sesję z 3 proc. spadkiem, Dow Jones spadł o ponad 2,5 proc. a Nasdaq o 3,40 proc., co - jak pisze Reuters - stanowiło rezultat wyprzedaży wywołanej obawami związanymi z recesją w USA.
Dwa główne indeksy w USA odnotowały najgorsze wyniki dnia od ponad dwóch lat.
Spadki zanotowano na największych rynkach w Wielkiej Brytanii, Europie.
W Polsce, tak jak w całej Europie spadki również były poważne, ale jednak znacznie mniej dotkliwe niż w Japonii. Cyfrowy Polsat, Pekao, Kruk, CD Projekt, JSW i KGHM odnotowały największe straty, nieprzekraczające 4 proc. Dla porównania - akcje japońskiej Toyoty poleciały w poniedziałek o 19 proc.
Jeśli obudzisz się rano i odkryjesz, że Japonia spadła o 10-12 proc., to wystraszysz na śmierć najrozsądniejszą osobę na świecie, więc zrozumiałe jest, że ludzie uciekają — powiedział cytowany prze agencję Reutera Chris Beauchamp, główny analityk rynkowy IG. W ten sposób komentował spadki poniedziałkowe. Ale we wtorek nastąpiło odbicie. Impuls wyszedł ze Stanów Zjednoczonych, które zakończyły giełdową sesję źle, ale nie tak źle, jak się obawiano. Pytanie o recesję zostało chwilowo odroczone. Ale tylko chwilowo.
Dobre wieści nadeszły też z Japonii. Nikkei wzrósł o 10 proc. Panika wyprzedażowa ustała - przyznał z ulgą Tomoichiro Kubota, starszy analityk rynkowy w Matsui Securities w rozmowie z "The Japan Times". Kubota uważa, że kolejne odbicia są możliwe, ale wykluczył pełne ożywienie.
Dla rynków światowych to było jednak chwilowe westchnienie ulgi. W Europie giełdy zanotowały mocne otwarcie, ale początkowe zyski okazały się ulotne. Obecnie ogólnoeuropejski indeks STOXX 600 wskazuje balansowanie między stratą na poziomie 0,4 proc. i zyskiem 1 proc.
Londyński indeks FTSE 100, podobnie jak giełdy w Paryżu i Frankfurcie, rozpoczął sesję nieznacznie wyżej, ale wkrótce zanotował spadek. Największe rynki zakończyły jednak dzień na zielono.
Na razie nie mamy do czynienia z recesją i pod tym względem analitycy są zgodni. Chris Beauchamp odnosząc się do wydarzeń poniedziałkowych, stwierdził, że "ludzi poniosło", a wydarzenia dnia zawsze "wydają się bardziej dramatyczne" w danym momencie. Zauważa, że w tym okresie słabość rynków jest czymś normalnym. Analityk ma jednak pewne wątpliwości. Pytanie, czy rynki się zresetują, czy będziemy mieli tego (zapaści) więcej.
W analizie "The Washington Post" przeważają bardziej radykalne opinie. Zdaniem cytowanego przez "WP" Joe Brusuelas, głównego ekonomisty doradczej firmy RSM US, nie może być mowy o recesji. To stara, dobra panika rynkowa - mówi. A o krok dalej idzie Torsten Sløk, główny ekonomista w Apollo Global Management:
Inwestorzy tak bardzo przyzwyczaili się do tego, że rynek akcji idzie tylko w jedną stronę, że teraz ludzie nagle zdają sobie sprawę, "o, akcje też mogą spadać?"
Większość analityków uważa, że gospodarka jest wciąż w dobrej kondycji, a informacja o stanie zatrudnienia w USA nagle wyrwała inwestorów z trwającej długo hibernacji. Podobnie ma być także w Japonii, gdzie ryzyko recesji ocenia się jako zerowe. Jest jednak aspekt, o którym mówią wszyscy i jest to psychologia rynków finansowych, które mogą wpaść w spiralę samospełniającego się spowolnienia, co pociągnie za sobą kolejne turbulencje.
Innymi słowy, wszyscy obawiają się reakcji łańcuchowej, która będzie skłaniać do gwałtownej wyprzedaży.
Główny strateg LPL Financial, uważa, że wszystko jest w porządku, a gospodarka trzyma się mocno, ale dla "WP" mówi o funkcjonowaniu rynków tak: "to działa na zasadzie, 'najpierw sprzedaj, potem zadawaj pytania'".