Niemieckim miastom grozi plajta. Ich zadłużenie rośnie w zastraszającym tempie - alarmują niemieccy eksperci ekonomiczni. Długi te narastały od lat. Ogłoszone wczoraj wyniki raportu przeraziły Niemców.
Niemieckie miasta, gminy czy landy, czyli kraje związkowe, z przerażeniem patrzą na swój budżet, bo długi rosną szybciej niż wpływy do kasy. To, co już skonsumowano plus odsetki, będzie spłacane pokoleniami, i to dosłownie. Można rzec: pożyczyli rodzice, będą spłacać dzieci.
Tylko w stolicy Niemiec co 10 sekund do obecnego zadłużenia trzeba dopisywać około 1000 euro. Berlin winny jest 40 mld euro. Według prognoz w roku 2006 saldo na rachunku miasta wyniesie minus 60 mld euro. A takie problemy ma niemal każde większe miasto Niemiec.
Na razie koniec z wielkimi inwestycjami. Wszyscy zaczynają oszczędzać, tak aby nie zadłużać się na nowo – to jedyny sposób, aby poradzić sobie z odsetkami i zacząć spłacać stare długi.
Takie zadłużenie urosło przez lata. Pieniądze przeznaczano na budowy dróg z tunelami, rozbudowę infrastruktury czy projekty, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Ponadto opłacano całą rzeszę urzędników, których teraz zwolnić nie można.
Wizja niemieckiego budżetu jest przerażająca. Jeżeli rząd, landy i gminy nie znajdą rozwiązania, naszym zachodnim sąsiadom co roku będzie grozić przekraczanie europejskich norm dotyczących zadłużenia.
Europejską metropolią o najmniejszym zadłużeniu jest Paryż – chwali się mer bogatej francuskiej stolicy, socjalista Betrand Delanoe. Całe zadłużenie Paryża przekracza miliard euro, ale odpowiada to wysokością jedynie jednej czwartej rocznych wydatków z kas miejskich. O szczegółach posłuchaj w relacji paryskiego korespondenta RMF Marka Gładysza:
Foto: Archiwum RMF
17:20