Marek Belka kończy kadencję jako szef NBP. W tym czasie stopy procentowe doszły do poziomu najniższego w historii, czyli 1,5 proc. Najpoważniejszy kryzys w trakcie kadencji dotknął Belkę w 2014 r., gdy "Wprost" ujawniło nagranie jego rozmowy z Bartłomiejem Sienkiewiczem. W piątek szef NBP był gościem Kontrwywiadu RMF FM. Jak powiedział "Bartka Sienkiewicza bardzo lubię, natomiast terrorowi podsłuchiwaczy mówię stanowczo "nie" i dalej chodzę po restauracjach, tak że proszę mnie śledzić".
Polityka stóp procentowych była bardzo udana - tak sam Marek Belka podsumowywał działalność RPP pod swoim kierownictwem latem ubiegłego roku w Sejmie. Dziś posłowie mają dokonać wyboru Adama Glapińskiego na nowego prezesa NBP. W piątek zakończy się 6-letnia kadencja Belki.
PRZECZYTAJ KONTRWYWIAD Z MARKIEM BELKĄ
Na stanowisko prezesa NBP, po zmarłym tragicznie w katastrofie smoleńskiej Sławomirze Skrzypku, rekomendował Marka Belkę pełniący wtedy obowiązki prezydenta marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. To kandydatura optymalna z punktu widzenia niezależności NBP - przekonywał. Belka został wybrany głosami PO i SLD. Po wyborze zapowiedział w Sejmie, że będzie bronił stabilności złotego, umacniał niezależność NBP i wspierał politykę rządu tak dalece, dopóki nie będzie to kolidować z podstawowym zadaniem NBP - zapewnieniem stabilności poziomu cen. Mówił też, że jako szef banku centralnego będzie starał się wypowiadać jednoznacznie, gdyż - jak zaznaczał - "nie ma nic gorszego niż gadatliwy prezes NBP".
W mediach przedstawiał się jako konserwatysta, ale nie bez wrażliwości społecznej. Ja się kiedyś określiłem jako konserwatysta fiskalny. Uważam, że lepiej mieć mniej kredytów, więcej zaoszczędzić, ale nie jestem sknerą. Uważam, że budżet jest po to, żeby finansować ważne cele społeczne i infrastrukturalne - mówił. Przekonywał też, że między rządem a NBP byłoby mniej napięć, gdyby ustalić zasadę lub stworzyć tradycję, że zysk NBP przekazywany jest np. na obniżenie długu publicznego.
Po jednym z pierwszych posiedzeń RPP pod swoim kierownictwem oświadczył, że Rada oczekuje, iż rząd podejmie zdecydowane działania zmierzające do obniżenia w 2011 r. deficytu budżetowego. Jednak dopiero po istotnym wzroście inflacji, w I poł. 2011 r. RPP zaczęła podnosić stopy procentowe. Jesienią 2010 r. to Belka był tym, który kilka razy głosował przeciwko podnoszeniu stóp.
Pierwsza podwyżka stóp miała miejsce w styczniu 2011 r. (do 3,75 proc.). Uzasadniono ją wysoką inflacją wynikającą w dużym stopniu ze wzrostu cen paliw związanym z rosnącymi cenami surowców energetycznych na rynkach światowych. Kolejne podwyżki, o 25 pb, miały miejsce w kwietniu, maju i czerwcu 2011 r. (do 4,50 proc.), gdy inflacja nadal była wyższa od celu inflacyjnego. W sierpniu 2011 r. prezes NBP oświadczył, że zapał do podnoszenia stóp procentowych jest w RPP już niższy niż w I poł. roku. Stopy - o kolejne 25 pb do 4,75 proc.- podniesiono jeszcze w maju 2012 r.
Od jesieni 2012 r. kierowana przez Belkę RPP, wobec zahamowania inflacji, rozpoczęła cykl obniżek stóp procentowych. W listopadzie i grudniu 2012 r. oraz w styczniu i lutym 2013 r. były obniżki po 25 pb. W marcu 2013 r. stopy obcięto o 50 pkt - do 3,25 proc. W maju, czerwcu i lipcu 2013 r. - po 25 pb. W lipcu 2013 r. Belka zadeklarował, że "gospodarka polska najgorsze ma już za sobą". Zapowiedział zarazem, że po obniżeniu poziomu stóp procentowych Rada kończy cykl łagodzenia polityki pieniężnej. Przechodzimy do stanu, który można nazwać podejściem neutralnym. To oczywiście niczego nie wyklucza w przyszłości - mówił. W październiku 2014 r. RPP obniżyła główną stopę proc. o 50 pkt bazowych, do 2 proc. w skali roku.
Kolejna, ostatnia od tego czasu obniżka - o 50 pb - miała miejsce w marcu 2015 r. Od tego czasu Rada nie zmieniała stóp, a Belka mówił m.in. na konferencjach prasowych, że z końcem 2015 r. deflacja powinna ustąpić. Na jednej z ostatnich konferencji po posiedzeniu RPP ze swoim udziałem samokrytycznie przyznał, że był w tej sprawie zbytnim optymistą. Poziom stóp proc. na poziomie 1,5 proc. jest najniższy w historii. W lecie 2015 r., przedstawiając w Sejmie ostatnie za swojej kadencji sprawozdanie z działalności NBP, przekonywał, że polityka stóp procentowych RPP "była bardzo udana".
Przypomniał, że Polska jest jedynym członkiem UE, który w dobie światowego kryzysu uniknął recesji. Jego zdaniem pozwoliło to NBP uniknąć odejścia od "polityki prowadzonej za pomocą stóp procentowych". Wiem, że zielona wyspa to pojęcie, z którego się wyśmiewamy. Ja się nie wyśmiewam. To wielki sukces - mówił, a z sali sejmowej odpowiedziały mu oklaski. W 2011 r. Belka poparł pomysły gabinetu Tuska dot. reformy OFE. Przyznawał, że ze względu na napięcia budżetowe ówczesny system przekazywania składek do OFE jest nie do utrzymania. Przekonywał nawet, że optymalnym rozwiązaniem byłoby zawieszenie na kilka lat składek do OFE i uporządkowanie w tym czasie finansów publicznych.
Wiosną 2012 r., gdy toczyła się debata nad projektem podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat i zrównania tego wieku dla kobiet i mężczyzn, Belka wypowiadał się jako zwolennik tego pomysłu. "Jestem zwolennikiem, aby siedem lat robót - jak mówiła posłanka Kempa - dla kobiet dołożyć" - powiedział. Przekonywał, że już dziś osoby w wieku 70 lat są w psychicznej i fizycznej formie 50-latków z pokolenia jego rodziców. W lecie 2013 r. Belka poparł co prawda rządowy pomysł nowelizacji budżetu, ale w tym okresie doszło do jego publicznego sporu z wicepremierem i ministrem finansów Jackiem Rostowskim.
Szef NBP mówił, że budżet 2013 r. okazał się oparty na zbyt optymistycznych założeniach i to zarówno pod względem tempa wzrostu PKB, jak i tempa inflacji. Proszony o komentarz do słów Rostowskiego, że RPP za późno zareagowała na spadek inflacji, Belka powiedział, że jest ponad to. Wszyscy na świecie myśleliśmy, że PKB będzie rósł szybciej - nie tylko w Polsce, ale także w całej Europie - że inflacja będzie wyższa (...). Jestem przeciwny takiemu ping-pongowi politycznemu, w którym minister Rostowski także bierze udział, próbując tę piłeczkę przerzucić na Radę Polityki Pieniężnej - powiedział.
Z kolei przedstawiając w lipcu 2013 r. w Sejmie coroczne sprawozdanie z działalności NBP tłumaczył, że Polska jest w korzystnej sytuacji i NBP nie musi prowadzić "niekonwencjonalnej" polityki pieniężnej; zbyt niskie stopy procentowe mogłyby zaszkodzić złotemu, a ich stabilny poziom powinien odstraszyć spekulantów - mówił. Rok później okazało się, że właśnie w tym okresie Belka naciskał przedstawicieli rządu Tuska, by zdymisjonować Rostowskiego.
W czerwcu 2014 r. tygodnik "Wprost" ujawnił zapisy nagrań rozmów czołowych polityków i biznesmenów w kilku warszawskich restauracjach, co zostało potem nazwane "aferą taśmową". Pierwsza ujawniona została rozmowa Belki z szefem MSW Bartłomiejem Sienkiewiczem. Doszło do niej w lipcu 2013 r. w restauracji "Sowa i Przyjaciele". W rozmowie pojawił się wątek hipotetycznego wsparcia przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS; Belka w zamian za wsparcie postawił warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym.
"Z prawie dwugodzinnej rozmowy zostały opublikowane wyrwane z kontekstu kilkuminutowe fragmenty, które rozmowy o stabilności systemu finansowego - poprzez manipulację - próbują przedstawić jako przekroczenie uprawnień prezesa NBP, co nigdy nie miało miejsca" - głosił pierwszy po ujawnieniu nagrań komunikat NBP.
Sam Belka wyrażał z powodu rozmowy ubolewanie, ale deklarował, że nie zamierza podawać się do dymisji. Takie rozwiązanie sugerował bowiem nawet członek RPP Jerzy Hausner, którego Belka w rozmowie określił mianem "piwotalny".
Belka przekonywał jednak, że rozmowa z Sienkiewiczem była prywatna, a nikt go jako obywatela nie może pozbawić prawa do posiadania opinii i osądów, które wypowiada w różnych rozmowach. "Rozmawiałem z politykiem PO, który martwi się o los własnej formacji. (...) Ja przecież zdaję sobie sprawę z tego, że on patrzy na politykę nieco bardziej przez okulary partyjne - choć nie tylko - a ja patrzę przez okulary interesu państwa" - wyjaśnił.
Pytany o ewentualną dymisję ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego powiedział, że to, kto będzie szefem resortu finansów, nie zależało ani od niego, ani od Sienkiewicza. Podkreślił, że wypowiadał się też o Rostowskim jako o bardzo dobrym ministrze finansów, ale media tę informację przemilczały.
Powiedziałem, że jeżeli dochodzi do sytuacji ekstremalnych, gdzie potrzeba jest ratowania stabilności systemu finansowego przez NBP, to warunkiem stosowania takich metod jest wdrożenie twardego, więc bolesnego społecznie programu reform. A to może robić tylko trochę minister samobójca, tzw. techniczny. Minister Rostowski jest politykiem PO pierwszorzędnym, stąd to stwierdzenie - tłumaczył.
Jesienią 2013 r. doszło do dymisji Rostowskiego, którego na fotelu szefa MF zastąpił Mateusz Szczurek.
Po pojawieniu się problemu frankowiczów w efekcie "czarnego czwartku" 15 stycznia 2015 r. (uwolnienie kursu franka wobec euro) Belka mało się wypowiadał. Zdystansował się jednak wobec pomysłu rozwiązania problemu frankowiczów, przedstawionego przez szefa KNF Andrzeja Jakubiaka. Przyznał, że nie wiadomo, czy przepisy księgowe pozwoliłyby na rozłożenie ewentualnych strat banków, powstałych po proponowanym przez szefa KNF przewalutowaniu. Już w 2010 r. Belka wypowiadał się za ograniczeniem skali kredytów walutowych i przekonywał, że duży udział takich kredytów rodzi niebezpieczeństwo zachwiania stabilnością finansową całego kraju. "Nie wierzymy w to, żeby sposoby finansowania tych kredytów przez banki były w pełni stabilne" - mówił w tym czasie.
Po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich Belka znowu musiał się tłumaczyć. Wcześniej powiedział bowiem, że młodzi ludzie w wyborach prezydenckich zagłosowali na "komedianta". Belka wyjaśnił, że patrząc na poczet kandydatów w I turze, to "kilku z nich mogłoby pretendować do tego zaszczytnego miana". Zapewnił jednak, że jest oburzony tym, iż ktokolwiek mógł sądzić, że jego słowa mogły dotyczyć wybranego prezydenta. "To jest absolutny bezsens" - powiedział. Podkreślił, że miał na myśli "różnych kandydatów, nazwijmy to egzotycznych".
Po wyborach nieoczekiwanie wygranych przez kandydata PiS mówił, że młodzi ludzie w ostatnich tygodniach pokazali elitom "czerwoną kartkę". "Ja się z tym nie zgadzam, ale rozumiem" - wskazał. I argumentował: "Nasze wielkie sukcesy transformacyjne to jednocześnie 40 proc. młodych ludzi pracujących na niekonwencjonalnych umowach o pracę (...); w ciągu ostatnich 15 lat wydajność pracy w Polsce rosła znacznie szybciej niż w Czechach, na Węgrzech i Słowacji - płace rosły dwa i pół razy wolniej".
(ug)