6 warszawskich szpitali zaczyna leczyć pacjentów na kredyt. Mazowiecka Kasa Chorych nie podpisała z nimi umów na świadczenie usług w tym roku. Pomysł na uzdrowienie szpitalnych finansów ma doradca prezydenta ds. służby zdrowia Marek Balicki.
Kasa Chorych chciała aby stawka za jednego pacjenta wynosiła 80 złotych, dyrektorzy szpitali żądali o dwa złote więcej. Władze szpitali chciały, by w pierwszym kwartale stawka była taka, jak proponuje Kasa; w drugim – umowy byłby renegocjowane. Kasa nie zgodziła się i do porozumienia nie doszło. Stąd decyzja ZOZ-ów: leczymy na kredyt. Mimo trudnej sytuacji dyrektorzy szpitali na Pradze, Bródnie, Ochocie, Żoliborzu i Woli zapewniają, że pacjenci nie odczują sporu z Mazowiecką Kasą Chorych: "Nie będzie to wpływać na dostępność do lekarzy pierwszego kontaktu, to jest lekarza internisty, pediatry i ginekologa oraz lekarza rodzinnego” – zapewniła sieć RMF FM Urszula Rogalska, dyrektor ZOZ-u na Pradze-Południe. Czy warto było się zatem spierać o dwa złote przypadające na jednego pacjenta? "Dla Kasy też są to niewielkie pieniądze dlatego, że my mamy pod opieką 650 tysięcy ludzi, po dwa złote daje to 1 300 000 w skali roku” – wyliczał Marek Rzewuski z żoliborskiego ZOZ-u. Dyrektorzy placówek zadeklarowali, że będą zbierać rachunki za leczenie a później Kasa im je zrefunduje. Czy rzeczywiście tak się stanie, okaże się w przyszłości.
Tymczasem rząd chce poprawić świeżo uchwalone przepisy ustawy o negocjacyjnym kształtowaniu płac. Na razie nie ma jednak pieniędzy na przymusowe podwyżki płac w służbie zdrowia. Jakie więc jest wyjście w tej sytuacji? W myśl znowelizowanej ustawy dyrektorzy szpitali będą musieli zapłacić swoim pracownikom o 203 złote brutto więcej. O tej sytuacji warszawski reporter RMF FM Roman Osica rozmawiał z Markiem Balickim - doradcą prezydenta do spraw służby zdrowia, który jest jednocześnie dyrektorem szpitala Bielańskiego w Warszawie. Według Balickiego rozwiązania są dwa. Albo podwyższyć składki ubezpieczenia, co jednak spotkałoby się jego zdaniem z negatywną oceną opinii publicznej, albo wprowadzić wycofany kilka lat temu punkt z ustawy o ubezpieczeniu zdrowotnym, mówiący o możliwości pobierania tzw. opłaty szpitalnej: "Więc albo wszystkich opodatkować albo rezygnując z mitu bezpłatnej służby zdrowia, wprowadzić takie opłaty, które są powszechne w systemach europejskich, a które mają na celu zagwarantowanie równego dostępu". Opłata szpitalna wynosiłaby około 150 złotych dziennie. W ten sposób do szpitali napłynęłyby tzw. żywe pieniądze, dzięki którym w skali roku placówki zyskałyby znaczące środki, np. właśnie na podwyżki dla personelu. Jedno jest pewne - mówi Balicki - nie da się utrzymać minimalnego poziomu funkcjonowania szpitali, przy tym strumieniu pieniędzy, który w tej chwili płynie. W najbliższych dniach Sejm ma się zająć poprawkami do ustawy o negocjacyjnym kształtowaniu płac. A co o pomyśle Balickiego sądzą sami Polacy. Na ulicach Wrocławia pytał o to Robert Włodarek:
Dodajmy, że z ostatnich sondaży CBOS-u wynika, że aż 72 procent Polaków źle ocenia działanie służby zdrowia. 62 procent ankietowanych uważa, że teraz opieka zdrowotna funkcjonuje gorzej niż przed wprowadzeniem reformy, a 78 procent opowiada się za wprowadzeniem zmian.
foto RMF FM
08:40