Komisja Europejska zdecydowała o rozpoczęciu procedury w sprawie płacy minimalnej w Niemczech. Chodzi o niemieckie przepisy, które uderzają między innymi w polskich przewoźników. Bruksela wysłała do Berlina pierwsze pisemne upomnienie.

REKLAMA

Niemcy mają dwa miesiące na dostosowanie się do unijnych wymagań. Jeżeli zignorują decyzję Komisji, to sprawa może zakończyć się dla Berlina pozwem do unijnego Trybunału i wysokimi karami finansowymi.

Polscy przewoźnicy nie są zbyt zadowoleni. Nie mamy powodów do radości - ocenił Jan Buczek, prezes Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Drogowych w Polsce.

Całkowicie przegraliśmy kabotaż. W pełni wygraliśmy jedynie walkę o tranzyt. W sprawie transportu dwustronnego Bruksela stwierdziła, że nieuzasadnione jest stosowanie niemieckich przepisów do "niektórych" kategorii transportu międzynarodowego. Nie podała jednak, o jakie kategorie chodzi. I to budzi niepokój naszych przewoźników, bo może oznaczać dodatkowe obciążenia i biurokrację.

Niejasny zapis w sprawie transportu międzynarodowego może oznaczać, że dopiero powstaną wyliczenia, które będą kwalifikować dany przewóz do tego, czy będzie wobec niego stosowana płaca minimalna czy nie.

To niedorzeczne. Tego rodzaju wyliczania są dla nie do zaakceptowania - mówi Buczek.

W Komisji do ostatnich chwili trwał spór. Za łagodniejszym traktowaniem Niemiec opowiadała się komisarz ds. polityki socjalnej, podkreślając za każdym razem, że płaca minimalna jako tak jest słuszna i jest jednym z priorytetów Komisji Jean Claude’a Junckera.

To rozwali rynek wewnętrzny - ripostowała twardo polska komisarz Elżbieta Bieńkowska.

Spór zwłaszcza ogniskował się na sprawie transportu dwustronnego.

To i tak cud, że jest zapis poddający pod wątpliwość niemieckie przepisy w transporcie międzynarodowym znalazł się w tym dokumencie - tłumaczył dziennikarce RMF FM jeden z urzędników Komisji, dając do zrozumienia, że więcej na tym etapie nie dało się ugrać.

(j.)