Komisja Europejska jest zadowolona z przyjęcia przez Senat USA planu ratowania banków. To krok w dobrą stronę - zaznaczył rzecznik Komisji. Dodał również, że plan Paulsona pozwoli zwiększyć zaufanie i wiarygodność rynków finansowych. Jednocześnie w Unii trwa debata, czy także Wspólnota potrzebuje analogicznego planu lub specjalnego funduszu.
Zebrane w ten sposób pieniądze miałyby stanowić doraźną pomoc dla banków, które znalazły się w tarapatach. KE nie zajmuje jednak w tej sprawie wyraźnego stanowiska, ograniczając się jedynie do apeli o "większą współpracę" krajów członkowskich w obliczu zawirowań na rynkach.
Przewodnicząca UE Francja kilkakrotnie dementowała, że zaproponowała powołanie funduszu w wysokości 300 mld euro. Odciął się od tego sam prezydent Nicolas Sarkozy, odrzucając "zarówno wysokość funduszy, jak i samą zasadę". Od takiego pomysłu odcina się także kanclerz Niemiec Angela Merkel.
Przewodniczący Eurogrupy, premier Luksemburga Jean-Claude Juncker oświadczył z kolei, że z ulgą przyjął wiadomość o głosowaniu w Senacie USA, ale taki plan nie jest konieczny w Europie, gdzie sektor finansowy jest stabilniejszy.
Niespodziewanie autorstwo pomysłu wzięła na siebie Holandia. I teraz tamtejsza prasa pisze, że rząd w Hadze proponuje unijną "składkę" w wysokości 3 proc. PKB każdego kraju, co w przypadku Holandii oznaczałoby ok. 18 mld euro.
Właśnie brak skoordynowanego działania to jeden z głównych zarzutów stawianych UE w dobie kryzysu. O ile niektóre rządy podejmowały działania ratunkowe w ścisłej współpracy z KE (np. Francja, Belgia i Holandia w przypadku banków Fortis i Dexia), o tyle np. Irlandia objęła nieograniczonymi gwarancjami sześć swoich banków, nie informując wcześniej partnerów w UE.
Niezadowolenia z tej sytuacji nie kryła ani Komisja Europejska, ani rząd w Londynie, który nie ogłosił takich gwarancji i obawia się ucieczki kapitału na sąsiednią wyspę. Wielka Brytania zarzuciła Irlandii nieuczciwą konkurencję.