​Inflacja w Turcji bije rekordy sprzed prawie 20 lat. W grudniu ceny towarów i usług konsumpcyjnych w tym kraju były wyższe o 36,08 proc. niż przed rokiem. Za główną przyczynę uznaje się m.in. załamanie kursu liry i absurdalną politykę rządu oraz banku centralnego, który pozostaje pod silnym wpływem szalonych teorii prezydenta kraju Recepa Tayyipa Erdogana.

REKLAMA

Turcja boryka się z wysoką inflacją od kilku lat, jednak wzrost cen przyspieszył zwłaszcza w ostatnich miesiącach. W listopadzie wskaźnik osiągnął poziom 21,31 proc. Na grudzień konsensus zakładał inflację w wysokości 30,6 proc., jednak ta przebiła znacznie prognozy ekonomistów i doszła do poziomu 36,08 proc. Tak szybko ceny w Turcji nie rosły od 2003 roku. W samym grudniu wzrosły o prawie 13,6 proc.

Najbardziej bolesny dla biednego tureckiego społeczeństwa jest wzrost cen żywności. Ta w ciągu roku podrożała o 43,8 proc.

Rosnące ceny to głównie efekt załamania kursu liry. Turecka waluta w ciągu roku straciła 44 proc. swojej wartości. Winna temu jest głównie polityka banku centralnego, który jest uzależniony od prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana. Głowa państwa ma jednak niestandardowe podejście do gospodarki: uważa, że lekarstwem na inflację - wbrew teoriom ekonomicznym - są niższe, a nie wyższe stopy procentowe. I tak, od września główna stopa została obniżona z 19 proc. do 14 proc. Prezydent przekonuje, że ceny spadną, jeśli będzie więcej inwestycji, a do tego potrzebna jest zwiększona kreacja pieniądza.

Władze zrezygnowały z prowadzenia restrykcyjnej polityki monetarnej na rzecz doraźnych rozwiązań administracyjnych. Erdogan obiecał, że będzie dopłacać oszczędzającym w lirach, jeśli waluta będzie traciła na wartości więcej, niż wynosi oprocentowanie ich lokat.

Chcę, aby wszyscy obywatele trzymali swoje oszczędności w naszych własnych pieniądzach, aby prowadzili wszystkie swoje interesy korzystając z naszej waluty - mówił Erdogan. Prosił także Turków o to, by upłynnili swoje oszczędności w "przechowywanym pod materacem" złocie. Po tych zapowiedziach lira się wzmocniła, jednak po kilku dniach zaczęła znów tracić.

Wiara w turecką walutę jest na rynkach niewielka. Nie pomagają nerwowe działania władz. Ostatnio minister finansów Nureddin Nebati wezwał obywateli do pozywania ekonomistów straszących inflacją i spadkiem wartości waluty.

Władze chcą także uchronić najuboższych przed inflacją, co jednak z czasem może przełożyć się na jeszcze szybszy wzrost cen. Od 1 stycznia płaca minimalna w kraju została podniesiona o 50 proc., do 4250 lir (1145 zł). Według danych tureckiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych ponad 40 proc. wszystkich pracowników w kraju pracuje za najniższą stawkę miesięczną.