Zacieśnienie polityki pieniężnej nie nastąpiło zbyt późno - podkreślił w środę podczas sejmowej komisji finansów prezes NBP Adam Glapiński. Wskazał, że obecne podwyżki stóp procentowych nie są skierowane na obecną inflację, tylko na opanowanie inflacji w średnim okresie.
Środowe posiedzenie sejmowej Komisji Finansów Publicznych było poświęcone zaopiniowaniu wniosku prezydenta Andrzeja Dudy o powołanie Adama Glapińskiego na drugą kadencję prezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP). Komisja pozytywnie zaopiniowała kandydaturę prof. Adama Glapińskiego. W trakcie głosowania, w którym wzięło udział 54 posłów, za poparciem kandydatury Glapińskiego opowiedziało się 27 posłów, przeciw było 26, a jedna osoba wstrzymała się od głosu.
Teraz kandydatura Adama Glapińskiego musi jeszcze zostać zaakceptowana przez Sejm w głosowaniu.
Podczas komisji Glapiński zaznaczył, że w początkowym okresie jego kadencji polska gospodarka rozwijała się stabilnie, jednak w ostatnich latach trzeba było się zmierzyć z ogromnymi wyzwaniami: pandemią i wybuchem wojny za naszą granicą.
Skutków tych dwóch wielkich szoków nie dało się uniknąć, niemniej poprzez właściwe działania ograniczaliśmy, nadal ograniczamy i będziemy ograniczać ich negatywne oddziaływanie na polską gospodarkę - powiedział szef NBP.
Przypomniał, że w reakcji na pandemię NBP zdecydowanie poluzował politykę pieniężną, obniżając stopy procentowe i rozpoczynając skup aktywów.
Glapiński zaznaczył, że pandemiczne osłabienie aktywności gospodarczej w Polsce było jedne z najpłytszych w Europie. Dodał, że nasz kraj dawno odrobił pandemiczne straty, podczas gdy w innych krajach - Niemczech, Włoszech, Hiszpanii i Czechach - PKB jeszcze nie powrócił do poziomu sprzed pandemicznego kryzysu.
Jednocześnie Glapiński zwrócił uwagę, że globalny kryzys pandemiczny ma też swoją drugą odsłonę w postaci silnego wzrostu cen, szczególnie energii i surowców. Początkowo oceniano na całym świecie, że czynniki te będą jedynie przejściowo podbijać dynamikę cen na świecie, a później w miarę upływu czasu sytuacja będzie się normować. Dziś już wiemy, że zaburzenia pandemiczne są bardziej długotrwałe i bardzo silnie nadal podwyższają inflację - zauważył prezes banku centralnego.
Dlatego, gdy tylko PKB Polski odrobił pandemiczne straty, gdy utrwaliło się ożywienie koniunktury, a jednocześnie stwierdziliśmy, że pojawiło się ryzyko bardziej trwałego podwyższenia inflacji, NBP zaczął zdecydowane zacieśnienie polityki pieniężnej - powiedział.
Przekonywał, że "zacieśnianie nie nastąpiło zbyt późno", "nie było z żadnego punktu widzenia spóźnione w świetle ówczesnej wiedzy". Potwierdziły to analizy przeprowadzone przez specjalną misję Międzynarodowego Funduszu Walutowego, potwierdziły to też inne instytucje międzynarodowe - dodał.
Zauważył, że Czechy, które wcześniej zaczęły zacieśnianie polityki pieniężnej, mają dziś wyższą inflację.
W ostatnich miesiącach systematycznie podwyższamy stopy procentowe. (...) Przypominam, że te podwyżki, które mają obecnie miejsce, nie są skierowane na obecną inflację, tylko skierowane na opanowanie inflacji w średnim okresie, tj. mniej więcej dwa lata. (...) Najczęściej szacujemy, że to jest od pięciu do siedmiu kwartałów, kiedy najsilniej oddziałuje zmiana polityki pieniężnej - powiedział Glapiński.
Glapiński zapewnił w środę, że podnosząc ostatnio stopy procentowe, bank centralny chce, aby po ustaniu głównych szoków pandemicznych, po ustabilizowaniu się cen na wysokim poziomie, inflacja nie rozlała się na całą gospodarkę, inne sektory. NBP chce powstrzymać przedłużenie inflacji z innych powodów niż szoki zewnętrzne.
Na to jest nakierowana nasza polityka pieniężna, polityka zacieśniania - powiedział. Wyjaśnił, że to jest "lekarstwo powszechnie stosowane na świecie", które - "jak każde dobre lekarstwo, jest gorzkie". Smak ma gorzki, ma różne uboczne negatywne skutki. Jest bolesne w szczególności dla tych, co biorą, co wzięli już kredyt, ale taki jest cel tego lekarstwa - powiedział.
Ocenił, że stopy procentowe na poziomie 4,5 proc. to w historii ostatnich lat naszej gospodarki, dziesięcioleci nie jest dużo, są one "relatywnie niskie".
W czasie kadencji rządu Donalda Tuska maksymalna stopa referencyjna wynosiła 6 proc., a średnio wynosiła 4 proc. Za prezesa Marka Belki - 6,5 proc. W okresie rządów całej Platformy Obywatelskiej i PSL-u to było 6 proc. maksymalnie. W okresie rządu Leszka Millera maksymalna stopa referencyjna wynosiła 14,5 proc., a średnio 7,3 proc. - wyliczał prezes NBP.
Ja, przytaczając te dane nie mówię, że to było źle, czy dobrze, czy te stopy były za duże, czy za małe. (...) Jestem ekonomistą i wiem, że to jest demagogia posługiwać się takimi wyrwanymi z kontekstu danymi. To zależy od sytuacji. Czasami są potrzebne wysokie stopy, czasami niskie - wskazał.
Glapiński dodał, że maksymalna stopa referencyjna za kadencji prezes Hanny Gronkiewicz-Waltz wynosiła 32 proc., "jakby wyrywać z kontekstu", za Leszka Balcerowicza średnia wynosiła 7,6 proc., a maksymalna 19 proc. Ale ja nie mówię, czy to źle, czy dobrze, to inna dyskusja - podkreślił zaznaczając, że trzeba wziąć po uwagę całokształt sytuacji gospodarczej i finansowej itd.
Jak mówił, obecnie mierzymy się z dodatkowym wyzwaniem, czyli atakiem Rosji na Ukrainę, który spowodował gwałtowny, dodatkowy wzrost cen surowców, paliw. Prezes banku centralnego zauważył, że także surowce rolne systematycznie drożeją i - jego zdaniem - będą drożeć. Poinformował, że Ukraina i Rosja odpowiadają za 25 proc. światowej produkcji pszenicy, a wojna przyspieszyła trend wzrostu cen.
Według niego skalę szoku wzrostu cen najlepiej widać na europejskim rynku gazu, który dziś jest w Europie dziesięciokrotnie droższy niż przed pandemią. To zjawisko bezprecedensowe - podkreślił.
Ocenił przy tym, że wszystko wskazuje na to, iż wojna będzie trwała jeszcze latami.
NBP podejmuje zdecydowane działania, by doprowadzić do trwałego ograniczenia inflacji - podkreślił prezes NBP w czasie swojego wystąpienia. Zwrócił uwagę, że "istotny wzrost bieżącej inflacji" jest wynikiem ataku Rosji na Ukrainę, a problem ten dotyczy wielu krajów.
Jak opisywał, w strefie euro wzrost ten wynosi 7,5 proc. To jest najwyższa inflacja w historii tej strefy - podkreślił. Dodał, że ten poziom inflacji przekroczył cel inflacyjny EBC trzyipółkrotnie.
Według Glapińskiego, sytuacja wygląda podobnie także w USA, gdzie wzrost cen również jest najwyższy od lat i wynosi 8,5 proc., i jest ponad czterokrotnie wyższy od celów Rezerwy Federalnej.
Inflacja i polityka pieniężna znajdują się obecnie w centrum uwagi ze względu na ich drastyczny charakter, ale bank centralny, za który przez sześć lat odpowiadałem, pełni także inne ważne dla gospodarki funkcje - mówił Glapiński.
W tym kontekście wymienił sprawne funkcjonowanie systemu płatniczego oraz zapewnianie sprawnego obiegu gotówkowego.
Wskazywał istotną rolę NBP w uspokajaniu sytuacji po masowych wypłatach z bankomatów, które miało miejsce po wybuchu wojny na Ukrainie. Wypłacono w błyskawicznym tempie, w ciągu kilku dni 40 mld zł - powiedział. Dodał, że NBP pożyczył swoje bankowozy bankom, by mogły przewozić gotówkę do bankomatów.
Jak podkreślał, NBP wspiera także stabilność sektora finansowego oraz zapewnia płynność sektora bankowego.
Wskazywał, że mimo wyzwań, w tym dwóch potężnych szoków w postaci pandemii i wojny, w ciągu ostatnich sześciu lat, gdy był prezesem NBP, polski PKB zwiększył się łącznie o 23 proc. w ujęciu realnym, a Polska rozwijała się trzyipółkrotnie szybciej niż strefa euro. Jak mówił, także stopa bezrobocia zmniejszyła się o połowę i jest najniższa, obok Czech, w całej UE, a realne wynagrodzenie wzrosło o 26 proc., polepszyły się też wyniki polskich firm.
Co więcej, bardzo szybki wzrost gospodarczy w Polsce nie generował nierównowag makroekonomicznych, także na rynku nieruchomości - ocenił. Dodał, że w tym okresie istotnie spadło zadłużenie zagraniczne w relacji do PKB, obniżyła się też relacja kredytu do PKB, zwiększył się natomiast napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Według prezesa NBP był on blisko 60 proc. wyższy niż średnio w latach 2004-2015.
Wzrost cen mieszkań powinien się zatrzymać, ale Narodowy Bank Polski nie przewiduje ich spadku - przekazał Adam Glapiński. Ceny mieszkań w tej chwili (...) powinny się zatrzymać, ale nie przewidujemy też jakiegoś zasadniczego spadku, bo jest brak mieszkań. Powinny się zatrzymać i przestać dalej rosnąć - powiedział szef NBP.
Prezes odniósł się też do wpływu wzrostu stóp procentowych na sytuację osób, które wzięły złotowe kredyty hipoteczne. Przypomniał, że w czasie obowiązywania najniższych stóp procentowych, banki były zobligowane przez Komisję Nadzoru Finansowego, aby badały wiarygodność finansową klientów w sytuacji, gdyby stopy procentowe wzrosły do poziomu 4,5 proc.
Zwrócił uwagę, że banki zawsze miały w ofercie kredyty ze stałą stopą procentową, ale taki kredyt jest droższy i w sytuacji, gdy stopy procentowe NBP spadają, zobowiązania spłacane przez osoby z takimi kredytami są o wiele większe od reszty rynku.