"Wydaje się, że jeżeli chodzi o Polskę, to czerwiec i lipiec wyznaczyły szczyt z inflacją na poziomie 15,5 proc. W sierpniu, w dużej mierze za sprawą spadku cen ropy, paliw, jest szansa już na spadek inflacji i dalsza część tego roku może pokazać spadek inflacji do około 14 proc. Nieduży, ale jednak, po wielu miesiącach nieustannego wzrostu" – mówił Piotr Bujak, główny ekonomista PKO Banku Polskiego, który był gościem Krzysztofa Urbaniaka w internetowym radiu RMF24.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Krzysztof Urbaniak, radio RMF24: Ceny w Stanach Zjednoczonych przestały rosnąć. Inflacja w lipcu w stosunku do czerwca wyniosła zero w skali roku. Po wczorajszych informacjach giełdowe indeksy w Stanach Zjednoczonych, ale też w Azji, urosły. Wyhamowanie inflacji to w dużej mierze efekt spadków cen benzyny i ropy naftowej. My również tankując na stacjach, płacimy mniej, już nawet poniżej 6,90 za litr Pb95. Na linii Piotr Bujak, główny ekonomista PKO Banku Polskiego. W końcu możemy rozmawiać o pozytywnych wiadomościach płynących ze światowej gospodarki? Czy będzie pan studził optymizm?
Piotr Bujak, główny ekonomista PKO Banku Polskiego: Jeśli chodzi o ceny, to faktycznie chyba jest taki moment, że można zacząć patrzeć w przyszłość trochę bardziej optymistycznie, ale ceną tego jest pogorszenie koniunktury.
A czy ten inflacyjny szczyt jest za nami?
Tak. Coraz więcej wskazuje na to, że na świecie i w Polsce inflacyjny szczyt jest już za nami albo za moment, za chwilę, za kilka miesięcy ten szczyt inflacyjny minie. Wydaje się, że jeżeli chodzi o Polskę, to czerwiec i lipiec wyznaczyły szczyt z inflacją na poziomie 15,5 proc. W sierpniu, w dużej mierze za sprawą spadku cen ropy, paliw, jest szansa już na spadek inflacji i dalsza część tego roku może pokazać spadek inflacji do około 14 proc. Nieduży, ale jednak, po wielu miesiącach nieustannego wzrostu. Potem początek przyszłego roku, to może być jeszcze pewien wzrost inflacji, skok za sprawą wzrostu taryf na różnego rodzaju nośniki energii - energia elektryczna, gaz ziemny dla gospodarstw domowych, opał itd. Ale później - szybko, od wiosny - ponownie inflacja powinna spadać i w drugiej połowie przyszłego roku powinniśmy widzieć już inflację na jednocyfrowym poziomie. Na świecie tendencje są podobne. Wydaje się, że w Stanach Zjednoczonych mamy już szczyt za sobą, w strefie euro może za chwilę, za parę miesięcy i taki globalny szczyt inflacyjny - można powiedzieć - że być może właśnie w tej chwili mijamy.
To brzmi bardzo optymistycznie. Wciąż jednak za paliwo płacimy około 1,30 zł drożej niż przed wojną. Ale też oddaliła się gdzieś ta okropna wizja płacenia za litr paliwa 8 czy nawet 10 złotych. Natomiast ciągle rosną ceny produktów w sklepach. Masło jest np. po 8 zł, mleko 3,20, dopiero teraz producenci aktualizują ceny? Czy to jest taka próba narzucenia dodatkowej marży i zabezpieczenia się na przyszłość?
To jest tak, że inflacja jest procesem silnie inercyjnym. Co to znaczy? Tak jak z dużym okrętem na morzu albo dużym jachtem na jeziorze. Nie da się go zatrzymać od razu. Nawet jak włączymy całą wstecz, to ten okręt czy ten jacht będzie jeszcze przez chwilę - nawet długą - płynął do przodu. I tak jest z inflacją, to jest taki proces, który ma dużą inercję. Teraz widzimy pewne wtórne efekty tego, że wcześniej różnego rodzaju towary i usługi mocno drożały. I to się teraz jeszcze przekłada na wzrost cen innych towarów i usług. Następują dostosowania cen relatywnych - tak to ekonomiści nazywają. Nie da się inflacji zatrzymać od razu. Ja chciałbym tutaj przestrzec, nie oczekujmy, że inflacja natychmiast spadnie do zera. Co więcej, nie oczekujmy, że ceny spadną, że powrócą do tych poziomów, które znamy z przeszłości. To się - moim zdaniem - prawdopodobnie w przypadku zdecydowanej większości czy niemal wszystkich kategorii towarów i usług - już nie wydarzy. Nie wrócimy do niższego poziomu cen, ale jest bardzo duża szansa, że w horyzoncie najbliższych kilkunastu, dwudziestu paru miesięcy ceny przestaną rosnąć tak szybko, jak to było ostatnio.