19300 zł - tyle na koniec przyszłego roku będzie wynosił dług publiczny na głowę przeciętnego Kowalskiego. To niemal dwa razy więcej niż jego prywatne zobowiązania (10,4 tys. zł) - alarmuje "Puls Biznesu".
W przyszłym roku polscy podatnicy zapłacą 35 miliardów złotych na obsługę długu publicznego. Mimo to minister finansów Jacek Rostowski planuje w tym czasie powiększyć zadłużenie państwa o 80 mld zł. Takiego przyrostu zobowiązań nakładanych na podatników jeszcze w tej dekadzie nie było.
Wyższe koszty obsługi długu publicznego mają tylko znane w świecie z potężnego zadłużenia Węgry - w przyszłym roku zapłacą 1,2 mln forintów, czyli 4,3 proc. w relacji do PKB (wobec 2,6 proc. w Polsce). Tam jednak, dzięki ostatnim reformom, dług publiczny wraz z jego rocznymi kosztami spadają. U nas - przeciwnie. W znacznie lepszej sytuacji niż Polacy są Słowacy (1,7 proc.) i Czesi (1,8 proc.). Nadal wyraźnie mniejsze koszty obsługi długu ponoszą też podatnicy na Łotwie (2,3 proc.) i Litwie (1,8 proc.), chociaż ich gospodarki przeżywaja prawdziwe załamanie, z recesją sięgającą 18 proc. Niemal zupełnie wolni od długu są Estończycy.
Gdybyśmy nie mieli długu publicznego, rocznie w kieszeni przeciętnego pracownika sektora pozarolniczego w Polsce zostawałoby 2,5 tys. zł - podaje "Puls Biznesu".