Chociaż czasy nastały takie, że trzeba się liczyć z różnymi nieprzewidywanymi wydarzeniami, wiele wskazuje na to, że nowy tydzień w gospodarce nie będzie się bardzo różnił od poprzednich, bo znów na pierwszym miejscu będą rosnące ceny i próby walki z inflacją. Przekonamy się, czy Rada Polityki Pieniężnej wróci do podwyżek stóp procentowych, dowiemy się jakie skutki przynosi podnoszenie ich w USA. Ponadto w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory, a w Egipcie szczyt klimatyczny.
Wydarzeniem numer jeden w kraju będzie zapewne listopadowa decyzja Rady Polityki Pieniężnej w sprawie stóp procentowych. W październiku Rada nie zmieniła stóp procentowych, ale kolejny rekord inflacji i nowe prognozy NBP dotyczące dalszego rozwoju sytuacji mogą sprawić, że stopy znów pójdą w górę.
Taki ruch byłby w pełni zrozumiały, szczególnie po ostatnich zdecydowanych podwyżkach stóp w USA, strefie euro i w Wielkiej Brytanii. Choćby po to, by nie osłabiać złotego, polski bank centralny może zdecydować się na podniesienie stóp. Na razie złoty ma się lepiej, a przyczyny wiążą się z ogólnoświatowym ożywieniem na rynkach.
Jego powodem był powiew optymizmu związany przede wszystkim z pogłoską o tym, że władze Chin przygotowują odwrót od polityki "zero Covid", co przyczyniło się do podreperowania notowań walut uważanych za mniej pewne, jak złoty, jak również ożywiło rynki surowcowe, w tym notowania ropy.
Ten ruch nie jest dobrą wiadomością dla kierowców, którzy nareszcie zaczęli obserwować spadki cen na stacjach. Na szczęście na razie mamy osłabienie dolara i umocnienie złotego, co sprawia że import, w tym surowców, jest nieco tańszy. Jednak wspomniane wzrosty notowań ropy mogą zniwelować ten efekt.
Trudno ocenić, czy powodem wzmocnienia złotego mogą być też płynące z rządu sygnały woli porozumienia z Brukselą w sprawie pieniędzy, które mogłyby poprawić coraz trudniejszą sytuację publicznych finansów. Co prawda Ministerstwo Finansów przekonuje, że spodziewany prawie 70-miliardowy koszt samej obsługi długu w przyszłym roku to nic nadzwyczajnego, ale o tym, że rosnące wydatki państwa zaczynają niepokoić rządzących świadczyć mogą głosy zapowiadające możliwe zakończenie od nowego roku tarcz antyinflacyjnych. Taki krok nie byłby korzystnym dla rządzących posunięciem, wziąwszy pod uwagę, że 2023 rok to rok wyborczy. Według szacunków niektórych ekonomistów inflacja mogłaby na początku roku zdecydowanie przekroczyć poziom 20 proc.
Czy wobec decyzji o znacznym zwiększeniu wydatków na zbrojenia, rządzący w ogóle mogą utrzymać tarcze, które chronią wszystkich przed drożyzną? Czy raczej w kolejnych miesiącach rządząca ekipa postara się kierować pomoc głównie do grup społecznych, które mogą udzielić jej poparcia w wyborach? Takie pytanie będziemy zadawać rządzącym w nowym tygodniu.
Wzrost optymizmu na rynkach w ostatnich dniach kojarzone jest z pogłoską, jakoby chińskie władze szykowały odwrót od lockdownów. Chiński rząd pod koniec tygodnia ponownie zaprzeczył informacjom o rzekomym rychłym zakończeniu polityki "zero Covid", ale nie zatrzymało to lepszych nastrojów na rynkach. Zobaczymy, czy kolejne zaprzeczenia to zmienią.
W nadchodzących dniach dane o inflacji opublikują urzędy statystyczne w kilku krajach, w tym w Niemczech; gdzie szykuje się kolejny najwyższy od dziesięcioleci odczyt oraz w USA, gdzie przewidywania wskazują, że być może inflacja nieco spadła. Jeśli tak się stało, to nasilą się zapewne nadzieje na rychły zwrot w polityce podnoszenia stóp procentowych przez Rezerwę Federalną.
Z kolei wśród wydarzeń politycznych, które będą z uwagą obserwowane przez rynki, oprócz wojny i towarzyszącego jej napięcia między Zachodem i Rosją, znajdzie się rezultat wyborów ''midterm'' w Stanach Zjednoczonych, po których mniejszy lub większy triumf święcić będą zapewne republikanie. Dla Polski, jako kraju relatywnie najmocniej zaangażowanego w pomoc dla Ukrainy, może się to okazać szczególnie ważne, zwłaszcza że w ostatnich dniach w USA pojawiły się sugestie dotyczące możliwości podjęcia rozmów pokojowych między Kijowem i Moskwą.
W cieniu wojny i obaw przed recesją na zachodzie, w egipskim kurorcie do wtorku potrwają obrady szczytu klimatycznego. Na COP27 USA ma reprezentować Joe Biden, Polskę Andrzej Duda, nie będzie natomiast przywódców Chin, Rosji oraz Indii.
Według wstępnych informacji, przywódcy zgodzą się rozpocząć negocjacje o systemie globalnej pomocy przy klęskach żywiołowych, nazwanym "Zniszczenie lub uszkodzenie", który miałby być gotowy za dwa lata. Nadzieje ekologów na śmielsze deklaracje ograniczania emisji CO2 zapewne się nie spełnią.
Tym razem na szczycie klimatycznym nie będzie również Grety Thunberg. Sławna aktywistka ocenia, że to spotkanie to nic innego jak kolejna "ekościema". W swojej najnowszej książce Szwedka wzywa do radykalnej zmiany systemu, bo jej zdaniem obecny to kontynuacja praktykowanych przez bogatą północ przez wieku "kolonializmu, opresji i ludobójstwa, w celu akumulacji kapitału".