Komisja Europejska zgodziła się na przedłużenie o 2 tygodnie terminu składania wniosków o unijne dopłaty obszarowe. Dotychczas najmniej zainteresowani pomocą w euro są gospodarze ze Śląska i Małopolski. Najbardziej z Wielkopolski i Podlasia.
Duża część rolników odłożyła formalności na ostatnią chwilę. Inni nie wierzą w dopłaty. Rolnicy boją się też, że dopłaty będą opodatkowane – co nie jest prawdą. Boją się też kar za nieprawidłowo wypełniony wniosek. To też nie jest prawdą. Ci, którzy pomylą się w formularzu będą proszeni o poprawienie wniosku.
Z danych wynika, że jeśli dziś lub jutro na wsi nie będzie mobilizacji, to aż milion właścicieli gospodarstw nie dostanie dopłat. Z tego pół miliona to rolnicy, którzy mają tak małe pola i gospodarstwa, że im dopłaty w ogóle się nie należą. Jednak pozostałe pół miliona to pełnoprawni właściciele gospodarstw, normalni producenci rolni, którzy najwyraźniej nie ufają rządowi i Brukseli i w dopłaty nie wierzą.
Pierwotnie termin przyjmowania wniosków od rolników o unijne dopłaty upływał 15 czerwca, czyli dziś, a ostateczny 10 lipca. Wtedy jednak każdy dzień zwłoki oznaczał jeden procent mniej pieniędzy. Rolnik może dostać od 200 do ponad 700 złotych dopłaty za każdy hektar.