Koncern naftowy BP poinformował, że tymczasowo wstrzymuje wszystkie dostawy ropy naftowej przez Morze Czerwone. Decyzja ma związek z niedawnymi atakami rebeliantów Huti na statki. Napięta sytuacja w regionie może doprowadzić do wzrostu cen paliw.
Morze Czerwone jest jedną z najważniejszych na świecie tras transportu ropy naftowej i innych paliw, a także towarów konsumpcyjnych.
"Bezpieczeństwo i ochrona naszych pracowników i osób pracujących w naszym imieniu jest priorytetem BP. W świetle pogarszającej się sytuacji w zakresie bezpieczeństwa żeglugi na Morzu Czerwonym BP zdecydowało się tymczasowo wstrzymać wszystkie tranzyty przez Morze Czerwone. Będziemy na bieżąco weryfikować tę zapobiegawczą przerwę, w zależności od rozwoju sytuacji w regionie" - napisała firma w komunikacie.
Jak zauważa dziennikarz RMF FM Michał Zieliński przez działania zbrojnego ruchu Huti i decyzję koncernu paliwa mogą podrożeć. Tankowce BP zamiast przez Morze Czerwone i potem Kanał Sueski będą teraz pływać dookoła Afryki, a to oznacza dodatkowe trzy tygodnie żeglugi i ekstra koszty.
W efekcie cena ropy naftowej poszła w górę. W ciągu czterech godzin baryłka w Nowym Jorku zdrożała z 71 do prawie 75 dolarów, a w Londynie cena wzrosła z 76 do prawie 80 dolarów.
W ślad za ruchem na rynku ropy, podążyły giełdowe ceny gazu w Europie. Ostatnio w naszym kraju spadają ceny paliw. Powolne obniżanie się cen trwa już półtora miesiąca, ale na skutek nowych wydarzeń te spadki cen paliw mogą być zatrzymane. Można się bowiem spodziewać, że kolejne firmy przewozowe podejmą podobne decyzje, bo w górę poszybowały ceny ubezpieczenia transportów przez Morze Czerwone. Dominujące na rynku morskich ubezpieczeń firmy z Londynu ogłosiły, że rozszerzają granicę strefy ryzyka na Morzu Czerwonym z piętnastego na osiemnasty równoleżnik, a to oznacza podwyżkę stawek dla przewoźników.
Wspierani przez Iran jemeńscy rebelianci Huti atakują przy użyciu dronów i pocisków statki przepływające przez mającą 32 km szerokości i niebezpieczną w nawigacji cieśninę Bab al-Mandab, znaną również jako Brama Łez. Rebelianci zadeklarowali swoje poparcie dla palestyńskiej organizacji Hamas i oświadczyli, że atakują statki płynące do Izraela, choć nie jest jasne, czy wszystkie zaatakowane jednostki rzeczywiście tam zmierzały.
Po tych incydentach wiele firm frachtowych zawiesiło transport towarów przez Morze Czerwone, zrobiły to m.in. dwie największe na świecie firmy frachtowe MSC i Maersk. Również tajwańska firma Evergreen ogłosiła, że tymczasowo zaprzestaje przyjmowania izraelskich ładunków i poinstruowała załogi swoich kontenerowców, aby do odwołania zawiesiły żeglugę przez Morze Czerwone.