Już 19 bilionów dolarów wyparowało ze światowych giełd od listopada 2007 roku. Finansowy świat załamał się po wybuchu kryzysu kredytowego w USA. Banki centralne pompują w rynki miliardy dolarów, ale końca kryzysu nie widać. Widać za to bezradność instytucji finansowych, ekonomistów i polityków.
W środę rano Amerykańska Rezerwa Federalna, największe banki centralne w Europie, Bank Japonii i bank centralny Kanady połączyły siły, by pokonać kryzys finansowy. Bank Anglii podał, że zaoferuje instytucjom finansowym dziennie 40 mld dolarów. Fed zaoferował 800 mld dolarów pożyczki, ma też uwolnić 180 miliardów dolarów rezerw finansowych.
Ostatnią – jak na razie - ofiarą kryzysu stał się wielki brytyjski bank hipoteczny HBOS. Od upadku uratowała go fuzja z bankiem Lloyds TSB. Wartość akcji HBOS w ciągu kilku ostatnich dni spadła o kilkadziesiąt procent; dziś odrabia straty – jego papiery rosną o 27 procent.
Po raz pierwszy od 4 sesji rośnie kurs akcji szwajcarskiego banku UBS AG. Europejski Dow Jones Stoxx 600 Index zyskuje 0,3 procent. DAX zyskuje 0,43 proc. do 5.886,83 pkt. CAC 40 na plusie o 0,68 proc. wynosi 4.027,44 pkt. FTSE 100 zyskuje 1,02 proc. do 4.962,40.pkt. Już trzeci dzień z rzędu zamknięte są za to obie moskiewskie giełdy.
Kenneth Rogoff, profesor ekonomii na Harvardzie, były główny ekonomista MFW, w "Financial Times" ocenia, że amerykański rząd musiałby wydać 1-2 biliony USD, czyli 5-10 razy więcej niż wydał do tej pory, aby zahamować kryzys finansowy. Dodaje, że kryzys finansowy jest daleki od zakończenia.
Rentowność krótkoterminowych obligacji rządu amerykańskiego spadła wczoraj do poziomu najniższego od czasu nalotów na Londyn, a cena złota, światowej lokaty ratunkowej, wystrzeliła wczoraj w górę w tempie nienotowanym w historii.