"Sam w kryptowaluty nie inwestuję, bo trzeba mieć świadomość, że wiąże się to z ogromnym ryzykiem. Ludzie lokują tam pieniądze, bo obietnica szybkiego kilkusetprocentowego zwrotu z inwestycji jest kusząca. Ale tak naprawdę wszystko możemy stracić w sekundę i nikt nam tych środków już nie zwróci"- mówił w rozmowie z Maciejem Rybakiem w Radiu RMF24 Krystian Łukasik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. W tym miesiącu doszło do upadku FTX - jednej z największych giełd kryptowalut.
Giełda FTX z ponad milionem użytkowników ogłosiła bankructwo niecałe trzy tygodnie temu. Jak twierdzi analityk, pieniądze stracili "naprawdę duzi i poważani gracze" - największe na świecie fundusze inwestycyjne i gigantyczne banki. Dodaje, że "upadek może spowodować zmiany w zachowaniach inwestorów i zapoczątkować dyskusję na temat wprowadzenia regulacji w funkcjonowaniu rynku kryptowaluty".
To nie pierwszy raz, kiedy pojawiają się problemy z tą nietradycyjną formą bankowości. Przyczyną może być to, że w odróżnieniu od banków, za kryptowalutami nie stoją żadne duże instytucje i to wyróżnia je na tle innych nośników wartości. Nikt nie ma kontroli ani władzy nad tym, ile tych kryptowalut jest wytwarzane. Wszystko jest utrzymywane przez rozproszoną sieć komputerów - podkreśla ekonomista.
To powoduje, że 90 proc. osób kupuje kryptowaluty np. bitcoin na giełdach, które nie podlegają takim przepisom, jakim podlegają banki. Często okazuje się, że "właściciele giełd kryptowalut w bardzo ryzykowny sposób obchodzą się z pieniędzmi swoich klientów". Co więcej, posługują się nimi organizacje przestępcze.
W przypadku giełdy FTX przyczyną upadku były ryzykowne posunięcia prezesa. Wyciągnął pieniądze z giełdy i włożył je w swoją firmę, gdzie grał aktywami swoich użytkowników, przegrywał, brał na nie kredyt - twierdzi analityk. Te informacje wypłynęły, co skłoniło konkurenta FTX, giełdę Binance, do wyciągnięcia swoich środków i doprowadziło do drastycznego spadku wartości giełd, ponieważ użytkownicy zaczęli ze strachu wypłacać pieniądze. Giełda FTX była zmuszona ogłosić bankructwo.
Okazuje się, że giełda warta 32 miliardy jest w stanie upaść w tydzień przez jakąś niefrasobliwość prezesa i informacje prasowe, które wyciekły, no to może faktycznie coś z tymi kryptowalutami trzeba zrobić - podkreśla Krystian Łukasik. Już widać konsekwencje, jaki upadek FTX wywarł na rynek kryptowalut. Użytkownicy zaczęli wymagać od giełd przedstawienia dowodów posiadanych środków.
Upadek FTX zaczął się od raportu opublikowanego przez portal CoinDesk, kontrolowany przez największą giełdę kryptowalut na świecie - chiński Binance.
Publikacja ujawniła, że bilans Alameda Research, czyli siostrzanej spółki zależnej od FTX może być podejrzany. Alameda w celach zabezpieczenia swoich środków opiera się o token FTT emitowany właśnie przez FTX. Jak już pisaliśmy, token to najprościej mówiąc kryptowaluta wydawana przez konkretną giełdę.
Firma FTX nie korzystała z bezpiecznych i niezależnych aktywów, takich jak właśnie dolar. To sprawiło, że w oczach inwestorów giełda stała się bardzo niebezpiecznym środowiskiem, podatnym na kryzys płynnościowy.
Rozpoczął się kryptowalutowy "run", czyli panika i gorączkowe sprzedawanie tokenów emitowanych przez giełdę założoną przez Bankmana-Frieda.
Klienci chcą wycofać z niej nawet 8 miliardów dolarów, a całkiem możliwe, że tych pieniędzy zwyczajnie nie ma.
Opracowała Martyna Rejczak.