Smutno mi, gdy widzę, co teraz dzieje się w Narodowym Banku Polskim - mówi poprzedni prezes tej instytucji profesor Marek Belka. Chodzi o kryzys wizerunkowy banku po wyliczeniu przez media kolosalnych zarobków współpracowniczek obecnego prezesa, profesora Adama Glapińskiego. ​Mają one zarabiać nawet 65 tys. zł miesięcznie. Bank twierdzi, że to nieprawda. Nie podaje jednak zarobków.

Marek Belka twierdzi, że na tej sprawie traci budowany latami wizerunek całej polskiej gospodarki jako bezpiecznej przystani. Silne instytucje były tego gwarantem. Teraz Komisja Nadzoru Finansowego jest okaleczona niedawną aferą jej byłego szefa Marka Chrzanowski, a NBP zajmuje się kwestiami dwóch pań z otoczenia prezesa. To może podważać nasz wizerunek. Teraz zaczynam się obawiać, że to może się załamać. A to byłaby wielka, wielka strata - mówi Marek Belka.

Marek Belka odniósł się też do wczorajszych słów prezydenta Andrzeja Dudy, który stwierdził, że to nie Glapiński ponosi odpowiedzialność za wysokie pensje, tylko właśnie Belka, który uchwalił regulamin płac. To bzdura - odpowiada były prezes. Myśmy płac nie podnosili. W roku 2010 myśmy istniejącą sytuację uporządkowali - zapewnia Belka.

NBP nie ujawnia zarobków Martyny Wojciechowskiej i Kamili Sukiennik

Narodowy Bank Polski odmówił opublikowania zarobków współpracowniczek prezesa Adam Glapińskiego. Żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie rozpowszechnianego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wys. ok. 65 tys. zł bądź wyższej - zapewniała Ewa Raczko, zastępca dyrektora departamentu kadr w Narodowym Banku Polskim.

NBP z trzech powodów nie chce ujawnić zarobków Martyny Wojciechowskiej, która według mediów miałaby zarabiać 65 tys. zł. Po pierwsze tajemnica. Po drugie komfort pracowników NBP. Po trzecie nieprzygotowanie dyrektorki działu kadr Ewy Raczko. Jak stwierdziła z rozbrajającą szczerością: miesięcznego wynagrodzenia pani dyrektor Martyny Wojciechowskiej nie poda, bo nie przygotowane jest w oświadczeniu.

Na konferencji prasowej usłyszeliśmy, że średnia pensja dyrektora w NBP to 36-37 tys. zł miesięcznie. Jak zauważa nasz dziennikarz Krzysztof Berenda, średnia to średnia - nie wyklucza zarobków na poziomie 50 czy 60 tys. zł. Bank nie chciał jednak podać rozpiętości wynagrodzeń dyrektorów, która by to wszystko wyjaśniła. Ewa Raczko tłumaczyła, że nie chciałaby, żeby ich dyrektorzy mieli wrażenie, że jeden jest trochę gorszy a drugi lepszy.

Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracowniczkach prezesa NBP Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektorce gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł.

Z kolei według ustaleń portalu OKO.press, szefowa departamentu komunikacji i promocji NBP może zarabiać znacznie więcej. Martyna Wojciechowska ma bowiem dostawać też 11 tysięcy złotych miesięcznie z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, dokąd posłał ją prezes banku centralnego Adam Glapiński.

Wraz z medialnymi informacjami na temat pensji Martyny Wojciechowskiej na Twitterze pojawiły się zestawienia zarobków światowych przywódców. Okazuje się, że dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP zarabia więcej niż premier Wielkiej Brytanii czy prezydenci Francji i Rosji.Gazeta.pl, powołując się na dane udostępnione na portalu Ig.com, pisze, że Theresa May i Emmanuel Macron zarabiają rocznie równowartość ok. 800 tys. zł. Pensja prezydenta Rosji Władimira Putina to "zaledwie" równowartość ok. pół miliona złotych.

Opracowanie: Krzysztof Berenda, Magdalena Partyła