Niektórzy członkowie RPP twierdzą, że prezes Narodowego Banku Polskiego łamie ustalenia w sprawie ciszy medialnej przed posiedzeniem Rady Polityki Pieniężnej. Dodają, że utrudnia im pracę, uniemożliwia merytoryczną dyskusję, promuje swoich stronników, a przede wszystkim komplikuje walkę z inflacją.
Rada Polityki Pieniężnej to umocowane w konstytucji 10-osobowe gremium składające się z trzech członków powołanych przez Sejm, trzech przez Senat, trzech przez prezydenta i - również powoływanego przez prezydenta - prezesa Narodowego Banku Polskiego. Rada jest tym organem, który ma stać na straży wartości polskiego złotego, ma dbać o jego stabilność i kontrolować inflację. Ostatnie dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazują, że inflacja w Polsce sięgnęła 5,4 procent. A to znacznie powyżej normy.
Z ustaleń RMF FM wynika, że wewnątrz Rady powstała grupa 3-4 osób, które zaczynają obwiniać Adama Glapińskiego o utrudnianie skutecznej pracy. Za co wszyscy płacimy podwyższonymi cenami w sklepach.
W Radzie Polityki Pieniężnej od dawna istniała przestrzegana przez wszystkich zasada "blackoutu", czyli medialnej ciszy. Zakłada ona, że na tydzień przed decyzyjnym posiedzeniem RPP członkowie Rady nie wypowiadają się w mediach. Jest ona opisana w punkcie nr 2 "Dobrych praktyk kontaktów z mediami i komunikacji członków RPP z otoczeniem zewnętrznym".
W poniedziałek tę złotą zasadę złamał prezes NBP Adam Glapiński. Udzielił obszernego wywiadu Polskiej Agencji Prasowej, w którym jasno dał do zrozumienia, że na razie nie będzie podnoszenia stóp procentowych i to pomimo najwyższej od 20 lat inflacji.
Pracownicy Narodowego Banku Polskiego - z którymi rozmawialiśmy - twierdzą, że niektórzy członkowie RPP byli faktem udzielenia wywiadu zszokowani, poczuli się oszukani przez prezesa Glapińskiego. Część członków Rady miała nawet mówić, że ich zdaniem to oznacza zwolnienie wszystkich z zasad blackoutu. Sprawa może wydawać się błaha, ale sprawna i spójna komunikacja z rynkiem finansowym jest dla RPP kluczowym narzędziem prowadzenia polityki pieniężnej.
Narodowy Bank Polski odniósł się do zarzutu łamania przez Adama Glapińskiego blackoutu. Biuro prasowe NBP poinformowało w oświadczeniu, że "wypowiedzi Prezesa NBP zawarte w wywiadzie dla PAP traktować należy jako wypowiedzi Przewodniczącego Zarządu NBP i Prezesa NBP, a nie Przewodniczącego Rady Polityki Pieniężnej". Wielu członków RPP uznało to za kpinę z nich, z zasad, ze zdrowego rozsądku i przyzwoitości.
Dziś Rada Polityki Pieniężnej zbiera się na posiedzeniu wyjątkowo ważnym z dwóch powodów. Po pierwsze, Rada musi określić, jak zachować się w obliczu tej najwyższej od 20 lat inflacji, z drugiej strony ma przyjąć Założenia Polityki Pieniężnej na przyszły rok. To kluczowy dokument, który de facto jest strategią działania na cały 2022 rok. Czasy łatwe nie są, więc wagi podejmowanych decyzji nie sposób przecenić.
Z informacji uzyskanych od wysoko postawionych pracowników Narodowego Banku Polskiego słyszmy, że członkowie RPP otrzymali materiały, dokumenty i analizy raptem 1-2 dni przed tym posiedzeniem. Zasady nakazują natomiast by było to 7 dni. To tylko pogorszyło i tak malejące zaufanie niektórych członków RPP do prezesa NBP. Zwłaszcza, że jak słyszymy, materiały analityczne są - od czasu zlikwidowania w NBP Instytutu Ekonomicznego - coraz gorszej jakości.
To nie jest jedyny problem. W normalnym czasach Rada spotykała się przez 3 dni w miesiącu. Co miesiąc było organizowane jedno dwudniowe posiedzenie decyzyjne, a pomiędzy tymi posiedzeniami dodatkowe jednodniowe.
Gdy pojawił się Covid-19 posiedzenia zostały ograniczone. Do tylko jednego dnia obrad w miesiącu. A w zasadzie pół dnia, bo posiedzenia zaczynają się około godziny 12:00, prezes Glapiński zazwyczaj się na nie spóźnia, a decyzja jest ogłaszana zazwyczaj między godzinami 15 a 17. W praktyce to oznacza, że posiedzenia RPP trwają 3 do 5 godzin. Zakładając maksymalny wariant to oznacza, że każdy członek rady może przedstawiać swoje racje na posiedzeniu przez średnio 30 minut. 30 minut miesięcznie.
W Narodowym Banku Polskim coraz częściej styl rządzenia profesora Adama Glapińskiego opisywany jest jako autorytarny. Zazwyczaj te słowa padały w kontekście zarządzania samym bankiem. Na przykład w kwestii wynagradzania zarządu i dyrektorów banku. W czasie najostrzejszej fazy pandemii Covid-19 wielu pracowników banku zgłaszało się do mediów, alarmując, że prezes bardzo niechętnie zezwala załodze na pracę zdalną, narażając załogę na zarażenie i stres. Bank odpowiadał wtedy, że jest instytucją kluczową dla bezpieczeństwa kraju, więc załoga musi być na miejscu.
Teraz zarzuty autorytaryzmu coraz częściej podnoszą członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Twierdzą, że tym skracaniem posiedzeń, ograniczaniem dyskusji i utrudnianiem pracy Adam Glapiński forsuje swoje spojrzenie na politykę pieniężną. Na przykład prezes nie pozwala członkom RPP określić wartości i horyzontu czasowego programu skupu aktywów. Nakazuje, by Rada zezwoliła zarządowi banku działać in blanco. By to sam zarząd ustalał kwoty. Zarząd, na który Adam Glapiński ma wpływ całkowity.
Pracownicy Narodowego Banku Polskiego zwracają przy tym uwagę, że ci członkowie Rady, którzy sprzeciwiają się prezesowi, są marginalizowani, a ci, którzy stają po jego stronie, są faworyzowani. Są na przykład powoływani do jury konkursu im. Władysława Grabskiego dla dziennikarzy. Zazwyczaj zasiadanie w takim jury wiąże się z gratyfikacją.
W tym roku w jury tego konkursu zasiadają profesor Grażyna Ancyparowicz i profesor Rafał Sura z Rady. Blisko współpracujący z prezesem. W jury są także między innymi redaktor Danuta Holecka i redaktor Michał Karnowski.
W 2020 roku Adam Glapiński zarobił 947 tysiące złotych brutto. To oznacza, że w tym kryzysowym roku zaliczył 19 procent podwyżki. Praca prezesa NBP to więc nie tylko prestiż, ale i pieniądze.
Obecna kadencja Adama Glapińskiego wygasa w czerwcu przyszłego roku. Nie jest tajemnicą, że zależy mu na ponownym wybraniu przez prezydenta na to stanowisko. To by tłumaczyło opisywane zachowanie prezesa. Tym bardziej że sytuacja jest trudna.
Temat wysokiej inflacji jest już powszechnym tematem społecznym, medialnym i politycznym. Komunikaty ze strony banku sprowadzające się do tego, że "trzeba to przeczekać" tylko podgrzewają emocje.
Dla polityka to problem. Jeżeli prezydent Andrzej Duda zdecyduje się na powołanie Adama Glapińskiego na kolejną kadencję, to będzie musiał również tłumaczyć obywatelom politykę prezesa NBP. Sam prezes tłumaczenia unika.
Od półtora roku Narodowy Bank Polski nie organizuje konferencji prezesa Adama Glapińskiego. Ostatnia była 4 marca. Potem pojawił się Covid-19 i - co zrozumiałe - konferencje zawieszono. I nie wznowiono ich do dzisiaj. Nawet w czasach największego koronawirusowego odprężenia.
Od kilku miesięcy są jedynie organizowane wystąpienia prezesa, na które pytanie można przysłać mailem, i które po selekcji i modyfikacji zostanie zadane prezesowi przez pracownika banku.
Dopiero jutro ma się odbyć pierwsza konferencja z równoczesnym udziałem dziennikarzy i prezesa. To będzie pierwsza okazja do uzyskania dogłębnej odpowiedzi na kluczowe pytania, dotyczące funkcjonowania NBP i polityki pieniężnej.
Po publikacji tekstu, na Twitterze głos zabrało Biuro Prasowe banku, informując: "Nie odnosimy się do anonimowych wypowiedzi". Anonimowo biuro dodało także że "członkowie RPP chcieli mieć bardzo aktualne dane sprzed 2 dni zamiast mniej aktualnych sprzed 7 dni. NBP nie zmienia zasad blackoutu - od zawsze nie obejmują one Zarządu i Prezesa NBP. Na poprzednim posiedzeniu Rada nie zdecydowała jeszcze o przywróceniu rytmu pracy sprzed pandemii".
Od razu po publikacji powyższego tekstu biuro prasowe NBP przysłało także do autora mail o treści: "Szanowny Panie Redaktorze, informujemy, że ze względu na ograniczenia pandemiczne nie uzyskał Pan akredytacji na konferencję prasową 09.09.2021. Z wyrazami szacunku".
To będzie pierwsza konferencja z równoczesnym udziałem dziennikarzy i prezesa od półtora roku.