"Ameryka chce mieć słabszy kurs dolara po to, żeby mieć większą możliwość eksportu własnych produktów i do tego będzie dążyła" - powiedział na antenie Radia RMF24 Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku. Gość Piotra Salaka wyjaśnił, co próbuje osiągnąć administracja Donalda Trumpa swoją polityką celną, która w pełni wejdzie w życie 10 kwietnia 2025 roku. Dotychczas skutki odczuły już światowe giełdy.
Światowe giełdy mocno odreagowały cła nałożone przez prezydenta USA Donalda Trumpa. Dopiero we wtorek, 8 kwietnia 2025 roku, notowania zaczęły się od wzrostu, po tym jak przez kilka ostatnich dni giełdowe tablice świeciły się na czerwono.
Piotr Arak przyjrzał się sytuacji po otwarciu warszawskiej giełdy, w momencie gdy zaczęła przybierać zielony kolor. Na pewno jest to taki moment stabilizacji. Te pierwsze reakcje w piątek i w poniedziałek były bardzo panikarskie, związane z tym, że jednak wprowadzono cła i ileś tych elementów powodujących korektę na giełdzie - skomentował ekonomista.
Mamy korektę, która też dotknęła warszawskiego parkietu. Dzisiaj obserwuję od początku to, co się tam dzieje i na razie jest bardzo spokojnie. Wydaje mi się, że chyba rynki będą czekały aż do 10 kwietnia, kiedy wejdą w życie te pełne cła. Na razie to jest tylko 10 proc. na granicy ze Stanami Zjednoczonymi - mówił ekspert.
Zdaniem gościa rozmowy wprowadzenie tak radykalnych ceł na granicy Stanów Zjednoczonych było dużym zaskoczeniem. Po 10 kwietnia 2025 roku będą wynosić 20 proc., podczas gdy od lat 30. XX wieku wynosiły połowę mniej. Część inwestorów i ekonomistów amerykańskich uważa przez to, że Ameryka znajdzie się w recesji w przeciągu roku.
Natomiast na pewno będzie tak, że inflacja w USA podskoczy. Te 1,5-2 p.p. inflacji, która sięgnie prawie 4 proc. w USA. Z naszej perspektywy to może niedużo, ale z perspektywy amerykańskiej to jest duża zmiana. Spowoduje, że na przykład Rezerwa Federalna będzie wolniej obniżać stopy procentowe, albo też może ze względu na ryzyko recesji w USA będzie dokonywać szybszych obniżek stóp procentowych - wyjaśnił Arak.
Ekonomista zauważył, że polityka celna miała świadomie wpłynąć na kurs dolara, który powinien być słabszy od polskiego złotego.
Efekt chaosu wywołanego przez Biały Dom osłabia dolara, co jest celem bezpośrednim polityki Stanów Zjednoczonych. Ameryka chce mieć słabszy kurs dolara po to, żeby mieć większą możliwość eksportu własnych produktów i do tego będzie dążyła. Dlatego nawet ta korekta, która dotknęła polskiego złotego w stosunku do dolara, jakoś radykalna nie była - mówił ekspert.
Specjalista powiedział, czego możemy spodziewać się po 10 kwietnia 2025 roku, czyli po wejściu w życie pełnych ceł.
Wydaje mi się, że pewnie będziemy mieli po prostu kolejną korektę, ale też już nie tak drastyczną. (...) Jak sobie spojrzymy na dane ekonomiczne, (...) to wiemy, że gospodarka amerykańska jest w relatywnie niezłym stanie i nawet przy podwyższonej inflacji wywołanej taryfami, to gospodarka raczej się będzie rozwijała w ciągu 2025 roku - zauważył ekonomista.
Gość rozmowy wyjaśnił, że w chaosie administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych zaczynamy powoli rozumieć, do czego ona zmierza.
Przede wszystkim efekty działania (administracji Trumpa - przyp. red.) będą bardzo kosztowne dla amerykańskiego społeczeństwa i amerykańskich przedsiębiorstw, w o wiele większym stopniu niż mogą być dla innych sektorów gospodarki na świecie, dla chociażby Unii Europejskiej. W gorszej pozycji są najbliżsi sąsiedzi Stanów Zjednoczonych, czyli Meksyk i Kanada. W odpowiedzi na cła ze strony Stanów Zjednoczonych te dwa kraje są dosyć oszczędne we wprowadzaniu ceł przeciwko Ameryce. Chodzi o to, by jeszcze bardziej nie zaognić sytuacji - powiedział Piotr Arak.
Opracowanie: Natasza Pankratjew