Radary drogowe kontrolują prędkość narciarzy we francuskich Alpach. Ma to zimniejszych liczbę wczasowiczów, którzy wracają z gór z nogami w gipsie lub jeszcze groźniejszymi obrażeniami.
Radary zostały zainstalowane na stokach górskich sławnej stacji narciarskiej Chatel na wysokości 1200 m. n.p.m., która jest tłumnie odwiedzana przez rodziny z dziećmi z różnych krajów. Miejscowy mer Nicolas Rubin wyjaśnił jednak, że narciarze nie będą płacić mandatów. Chodzi po prostu o to, by sami zdali sobie sprawę z często zawrotnej prędkości z jaka zjeżdżają i związanym z tym niebezpieczeństwem groźnych wypadków i kolizji - szczególnie w przypadku debiutantów.
Afisze z ostrzeżeniami zostały umieszczone również w hotelach, schroniskach i wokół wyciągów. Instruktorzy tłumaczą początkującym narciarzom, że zjeżdżając z górskich stoków mogą rozwijać prędkość porównywalną do prędkości samochodów na drogach - z tą jednak różnicą, że w razie wypadku lub kolizji z innymi amatorami sportów zimowych, nie mają dodatkowej ochrony w postaci karoserii pojazdu.U podnóża niektórych stoków radary zainstalowane zostały wręcz co dziesięć metrów. Dzięki temu narciarze-debiutanci mają sobie zdać sprawę z tego, jak trudno czasami zmniejszyć prędkość pod koniec zjazdu i wyhamować na czas - szczególnie, kiedy nagle pojawiają się przed nimi inne osoby, które już wyhamowały.
Władze alarmują, że każdego roku aż ponad 140 tysięcy amatorów sportów zimowych ma we Francji wypadki. Najczęściej kończy się to nogą w gipsie, ale coraz częściej zdarzają się groźniejsze obrażenia, niekiedy śmiertelne. Ranne są coraz częściej również osoby, które nie jeżdżą na nartach i które padają ofiara nieostrożności narciarzy.