Domeyko, Strzelecki, Czekanowski - nie zawsze o tym pamiętamy, ale Polska miała swoich wielkich odkrywców. To dzięki nim - gdy nasz kraj utracił niepodległość - na mapie świata pojawiło się kilka nowych, przypominających o ojczyźnie punktów: gór, rzek i przełęczy.
Wkład naszych rodaków w rozwój geografii jest naprawdę imponujący - szczególnie jak na państwo, które nigdy nie było potęgą morską ani kolonialną. To dzięki wielkiej pasji i ciekawości świata polskich patriotów od Australii po Chile roi się dziś od polsko brzmiących nazw.
W gronie słynnych polskich odkrywców znajduje się geograf, geolog i podróżnik Paweł Edmund Strzelecki (1797-1873). To postać niezwykła, która nie miała sobie równych, jeśli chodzi o odkrywanie Australii. To właśnie ten polski badacz podczas eksploracji Wielkich Gór Wododziałowych w 1840 roku jako pierwszy dotarł do ich najwyższego pasma, czyli Gór Śnieżnych, i odnalazł oraz zdobył najwyższy szczyt Australii. Ze względu na podobieństwo do Kopca Kościuszki w Krakowie nadał mu nazwę Góra Kościuszki.
Na tym jednak nie koniec jego wielkich dokonań. Gdy zszedł z Góry Kościuszki, po południowo-wschodniej stronie gór odkrył krainę, nazwaną przez siebie Gippsland. Strzelecki opracował też w dużej skali pierwszą mapę geologiczną Nowej Południowej Walii i Tasmanii.
Podróżując po Australii, mamy duże szanse natrafić na ślady polskiego badacza, choćby dlatego, że nazwiskiem Strzelecki nazwano tam pasmo górskie, dwa szczyty, jezioro, rzekę, pustynię, rezerwat przyrody i miasteczko.
Na całym świecie ludzie zapytani o to, jakich znają Polaków, najczęściej wymieniają tylko Lecha Wałęsę i papieża Jana Pawła II. W Chile pamiętają jeszcze o... Ignacym Domeyce. Ten polski badacz był w młodości przyjacielem Adama Mickiewicza i pomagał mu w nawiązaniu relacji miłosnych z Marylą Wereszczakówną. Brał też udział w powstaniu listopadowym, a po jego upadku znalazł schronienie w Paryżu. Tam, na Sorbonie, uzyskał tytuł inżyniera górnictwa. Ze względu na swoją przeszłość nie mógł wrócić do kraju, więc wybrał emigrację w Chile, dokąd dotarł w 1838 roku. W tym kraju jest on jeszcze bardziej znaną postacią niż w Polsce - nic dziwnego, bo Chile zawdzięcza Domeyce swą pierwszą mapę geologiczną, a także odkrycie niezwykle rzadkich złóż arsenku miedzi, nazwanego na jego cześć domeykitem. Dzięki prowadzonym przez niego badaniom mineralogicznym i geologicznym rozwinął się w Chile przemysł górniczy. To pozwoliło ubogiemu krajowi wzbogacić się i uniezależnić od zagranicy. Polak przyczynił się również do upowszechnienia w Chile oświaty i polepszenia jej poziomu. Napisał wiele podręczników, wprowadził metryczny system miar i wag oraz zreformował mennicę państwową. Na cześć uczonego jego imię nosi dziś pasmo górskie w Andach Cordillera de Domeyko oraz miasto Domeyko.
W gronie wielkich polskich badaczy jest polarnik, geograf i podróżnik Henryk Arctowski. W 1897 roku został on kierownikiem naukowym wyprawy na Antarktydę. Towarzyszył mu m.in. geofizyk Antoni Dobrowolski. Podróż nie była bezpieczna: w marcu 1898 Morze Bellingshausena zamarzło, co znacznie utrudniło załodze żeglugę. Przez następne 13 miesięcy podróżnicy dryfowali w różnych kierunkach. Arctowski nie tracił jednak ducha i wykorzystał ten czas na badania wody, skał, osadów z dna morza i lodu. W 1899 roku szwedzki podróżnik de Geer na pamiątkę tego wielkiego badacza nazwał jego imieniem najwyższą górę na Spitsbergenie, a także położony tam lodowiec i jedną z wysepek archipelagu na zachodniej Antarktydzie. W ślad za Arctowskim wyruszyło później jeszcze wielu rodaków, dzięki temu możemy na Spitzbergenie spotkać Przełęcz Kopernika, górę Marii Curie-Skłodowskiej czy lodowiec Polaków.
Wspominając o Arctowskim, warto też wspomnieć o jego innym dokonaniu. Gdy w czasie I wojny światowej powstała w Stanach Zjednoczonych organizacja Inquiry, przygotowująca materiały do konferencji pokojowej w Wersalu, na której został podpisany w 1919 roku traktat uznający niepodległość Polski po 123 latach rozbiorów, ten uczony opracował dla komisji do spraw Polski specjalny raport o naszym kraju. Dokument składał się z 14 działów i obejmował blisko 2,5 tysiąca stron maszynopisu, ponad 100 map, liczne rysunki, wykresy i tabele. W czasie rokowań wersalskich Arctowski przebywał w Paryżu jako rzeczoznawca.
Polski ślad na mapie świata pozostawił także lekarz i przyrodnik Benedykt Dybowski. W roku 1862 został powołany do Szkoły Głównej w Warszawie. Jego praca nie trwała jednak długo. Dybowski wziął czynny czynny udział w organizacji powstania jako komisarz Rządu Narodowego na Litwę i Białoruś. W marcu 1864 został aresztowany i zamknięty w Cytadeli Warszawskiej. Wydano na niego wyrok - śmierć przez powieszenie. Uratowało go wstawiennictwo zoologów niemieckich, dzięki czemu kara została zamieniona na 12 lat zesłania. Od 1865 roku przebywał na Syberii, gdzie rozpoczął działalność badawczą. Osiedlił się we wsi Kułtuka, położonej nad Bajkałem. Wraz ze współpracownikiem Wiktorem Godlewskim rozpoczął badania fauny i flory jeziora. A wszystko przy braku sprzętu badawczego, w ekstremalnych warunkach pogodowych, przy mrozie dochodzącym do 40 stopni. Wkrótce świat dowiedział się o odkryciu kilkudziesięciu nowych zwierząt, m.in. skorupiaków, ryb, mięczaków i gąbek słodkowodnych. Dzięki sławie i staraniom Towarzystwa Geograficznego i Akademii w Petersburgu, Dybowski w 1876 roku uzyskał pozwolenie na powrót do kraju, gdzie zjawił się rok później. Jednak nie znalazł tu dla siebie miejsca. Dzięki poparciu przyjaciół w 1878 roku uzyskał stanowisko lekarza rządowego w Pietropawłowsku na Kamczatce. Od podstaw organizował tam opiekę medyczną, często opierając się wyłącznie na własnych środkach i pomysłowości. Kamczatka zawdzięcza mu m.in. wprowadzenie szczepień ochronnych przeciw ospie wśród tubylców czy budowę kilku szpitali dla trędowatych. Dybowski zaczął także pracę nad poprawą sytuacji ludów dalekowschodnich, traktowanych niechętnie przez Rosję. Sprowadził dla nich na Kamczatkę europejskie warzywa i zwierzęta hodowlane, takie jak kozy czy króliki. Jego największą zasługą jest jednak sprowadzenie na wyspę Beringa 15 sztuk reniferów. Zwierzęta te znacznie wzbogaciły menu miejscowych, którzy jeszcze dziś z wdzięcznością wspominają Dybowskiego, uwieczniając go zresztą w legendzie. Na pamiątkę tego niezwykłego człowieka na wyspie Beringa jest Góra Dybowskiego. Jego imieniem nazwano także ponad 100 gatunków zwierząt i roślin, stację naukową nad Bajkałem, jedną z wysp Komandorskich, a także szczyt i łańcuch górski na Kamczatce.
To zaskakujące i prawie nikt o tym nie wie, ale w XIX wieku Polska przez kilka lat była w posiadaniu... niewielkiej kolonii. Jej nabywcą był podróżnik i odkrywca Stefan Szolc-Rogoziński, który badał rejon Afryki Środkowej. Udało mu się odkryć między innymi Jezioro Słoniowe. Razem ze swoim kompanem Klemensem Tomczekiem zdobył także najwyższy szczyt Kamerunu - Fako. Wspomnianą kolonię - wyspę Mondoleh w zatoce Ambas, u wybrzeży Kamerunu - zakupił za równowartość między innymi: 3 skrzynek dżinu, cylindra, 3 kapeluszy, 60 słoików pomady, 12 bransoletek i 4 jedwabnych chustek. Był w jej posiadaniu aż do czasu, gdy do wybrzeża Kamerunu przybiły okręty niemieckie i angielskie. Mimo zgody najważniejszego lokalnego wodza, króla Boty, Rogoziński utracił swoją wyspę, która przeszła w ręce Niemców.