Miasteczko protestujących w Warszawie przedsiębiorców zostało w nocy zlikwidowane. Po godzinie 2:00 stołeczni policjanci zatrzymali prewencyjnie wszystkie osoby, które protestowały przed kancelarią premiera.


Przedsiębiorcy z różnych regionów Polski przyjechali do Warszawy, by domagać się skuteczniejszej pomocy od państwa w czasie pandemii koronawirusa. Najpierw jeździli wokół Ronda Dmowskiego, a później przeszli przed kancelarię premiera. "Zostaniemy tu na noc, do jutra" - zapowiedział jeden z liderów protestu, kandydat na prezydenta Paweł Tanajno.

Nie mamy pieniędzy na chleb, nie możemy pracować - stwierdził w rozmowie z reporterem RMF FM Michałem Dobrołowiczem jeden z protestujących, przedsiębiorca z branży rozrywkowej. Jestem w najgorszym położeniu. Plan odmrożenia gospodarki w ogóle nie obejmuje mojej branży - podkreślił.

Pomoc jest fikcją - zauważyła inna uczestniczka protestu. Złożyliśmy wnioski, nie ma dostępu do urzędników, telefonów nie odbierają. Zostaliśmy praktycznie z niczym - relacjonowała.

W proteście uczestniczy kandydat na prezydenta Paweł Tanajno. Domagamy się spotkania z Morawieckim - powiedział w relacji na Facebooku. Wyjaśnił, że protestujący chcą przekonać premiera, aby pieniądze na pomoc przedsiębiorcom "nie były marnotrawione przez machinę urzędniczą".

Przed Sejmem protestujący odśpiewali hymn Polski. Wznoszono też okrzyki: "leniuchy", "sprzedawczyki". Część uczestników protestu miała w rękach biało-czerwone flagi. Skandowali m.in. "Nie boimy się Kaczora", "Wymienimy Morawieckiego na dolary", "To my Polacy".


Uczestnicy protestu przeszli naprzeciwko głównego budynku kancelarii premiera. Rozlokowali się na ławkach, chodniku i trawniku przy płocie Łazienek Królewskich.

Policjanci prewencyjnie zatrzymali 37 osób, wylegitymowano ponad 150 osób, wobec których zostaną skierowane wnioski do inspekcji sanitarnej.

Około 2:00 w nocy rozpoczęła się likwidacja "miasteczka" protestujących.