Zakończył się drugi etap wyprawy Mateusza Waligóry Asekol Everest Expedition, która zakłada dotarcie na najwyższy szczyt Ziemi z poziomu morza. Etap trekkingowy trwający od 4 kwietnia upływał pod znakiem dalszego zdobywania wysokości od leżącego na 3850 m n.p.m. Tengboche po bazę pod Everestem ulokowaną na ok. 5250 m n.p.m.

Od 13 do 26 kwietnia wyprawa przebiegała w najszerszym pięcioosobowym składzie, bo w trekkingu od Lukli aż po Everest Base Camp brali udział także Iza Pakuła, Mirek Baściuk, Bartek Dobroch i Marcin Kin. Droga uczestników także za Tengboche pokrywała się z klasycznym szlakiem, który prowadzi pod Everest trekkersów oraz uczestników wypraw na ośmiotysięczniki lub niższe szczyty w ich otoczeniu.

W tym sezonie prym wśród tych pierwszych stanowią Hindusi. Wśród członków wypraw na Dach Świata od strony nepalskiej coraz większą grupę stanowią natomiast Chińczycy.

Uczestnicy wyprawy uzyskali podwójne błogosławieństwo od lamów w klasztorach buddyjskich w Tengboche oraz w Pangboche, w którym mogli zobaczyć także przechowywany tam skalp oraz rękę yeti. Błogosławieństwo na razie przyniosło dobre skutki.

We wtorek cała grupa zameldowała na udostępnionym w tym sezonie dla wypraw trekkingowych i zaporęczowanym wierzchołku Lobuche East. Główny szczyt liczy wg różnych pomiarów 6119 lub 6090 m n.p.m. i dzieli go od osiągającego nieco poniżej 6000 m przedwierzchołka kawałek trudnej grani.  W tym roku warunki sprawiają, że nawet aklimatyzacyjny cel, jakim dla Waligóry był Lobuche East nie był łatwą wysokogórską wycieczką. Na sześciotysięcznym szczycie było mało śniegu, za to dużo odcinków wymagających wspinaczki w skale lub wytopionych stopniach czapy lodowca pokrywającej szczytowe partie góry. Trudności stanowiącemu klasyczny cel aklimatyzacyjny szczytowi dodaje w tym roku panujący na nim ruch, co pośrednio spowodowane jest też trudnościami w udrożnieniu drogi przez Khumbu IceFall, a tym samym opóźnieniem startu wspinaczek na Everest i Lhotse, które właśnie się rozpoczęły.

Wcześniejszym celem aklimatyzacyjnym był wznoszący się nad Dingboche Nangkartshang (5073 m).

Celem wyprawy Mateusza Waligóry jest dotarcie na Mount Everest z poziomu morza z wykorzystaniem jedynie siły własnych mięśni, bez emisji zbędnych zanieczyszczeń, w myśl zasady "leave no trace". Jeśli wyprawa się powiedzie, będzie pierwszym Polakiem, który osiągnie Mount Everest w taki sposób. Wyprawa odbywa się w formie himalajskiego triathlonu, na który składają się etap rowerowy prowadzący przez północny wschód Indii do Nepalu, etap pieszy, czyli trekking do bazy pod Everestem i rozpoczęty właśnie etap trzeci - wspinaczka na najwyższy szczyt Ziemi.

Mateusz Waligóra, to specjalista od wyczynowych wypraw w najbardziej odludne miejsca planety. Szczególnie upodobał sobie pustynie: od Australii po Boliwię. Na koncie ma rowerowy trawers najdłuższego pasma górskiego świata - Andów, samotny rowerowy przejazd najtrudniejszą drogą wytyczoną na Ziemi - Canning Stock Route w Australii Zachodniej oraz pierwsze w historii samotne przejście mongolskiej części pustyni Gobi. Wiosną 2022 roku wspólnie z Łukaszem Superganem dokonał trawersu Grenlandii - przejście na nartach największej wyspy na kuli ziemskiej z zachodu na wschód zajęło polskim podróżnikom 35 dni. W styczniu 2023 roku samotnie i bez wsparcia z zewnątrz dotarł na nartach na biegun południowy

Postępy wyprawy można śledzić na profilach w social mediach:

Na Facebooku i na Instagramie