Zaledwie kilka dni zajęło Prokuraturze Regionalnej w Białymstoku wszczęcie śledztwa ws. możliwych nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych Mariana Banasia. Jeśli przyjrzymy się działaniom prokuratur w innych bulwersujących sprawach, takie tempo jest co najmniej zadziwiające.
Wszystkim zdumionym faktem, że prokurator otrzymujący zawiadomienie o możliwości przestępstwa w piątek, już we wtorek przed południem ma gotową decyzję o wszczęciu śledztwa stają przed oczami podobne, a nawet bardziej jaskrawe przykłady spraw, w których tego właśnie oczekiwali.
Szybkość działania prokuratorów ws. Mariana Banasia imponuje zwłaszcza w zestawieniu na przykład ze sprawą "Dwóch wież" i zawiadomieniem pana Birgfellnera. W niej mimo nagrań, dokumentów i nadzwyczaj obfitych wyjaśnień odbieranych od zawiadamiającego, po prawie dziewięciu miesiącach postępowania sprawdzającego - śledztwa jednak nie wszczęto.
W sprawie głosowań - także nad budżetem państwa - w sali kolumnowej w 2016, po pół roku sprawdzania - też śledztwa nie wszczęto. Kiedy nakazał to sąd - śledztwo wszczęte zostało umorzone. Po zaskarżeniu tej decyzji - zostało umorzone jeszcze raz.
Po dwóch latach ostatecznie umorzono też śledztwo ws. portretów europosłów, umieszczonych na szubienicach.
Podobnych przykładów jest więcej. Wszystkie one zawierały ewidentne dowody w postaci nagrań, zdjęć, filmów i zeznań, a jednak każde się wlokło i nie dawały efektów.
Wszystkie zawierały ewidentne dowody w postaci nagrań, zdjęć, filmów i zeznań, a jednak każde się wlokło i nie dawały efektów.
Imponujące tempo, w jakim białostocka prokuratura zdecydowała o wszczęciu śledztwa, z czym w innych sprawach potrafi niemiłosiernie zwlekać, do granic absurdu wykorzystując tzw. postępowanie sprawdzające - tłumaczone jest szczególnie; raport CBA i zawiadomienie Generalnego Inspektora Informacji Finansowej zostały przygotowane bardzo starannie i stanowią materiał wystarczający do zrezygnowania z postępowania sprawdzającego.
Osobliwością jest zaś w tej sprawie to, że staranne przygotowanie przez służby państwowe materiałów "na Banasia" nie uchroniło państwa przed zrobieniem z niego Ministra Finansów, a potem prezesa NIK. Co więcej - choć finanse Mariana Banasia badano od wielu miesięcy, odkrycia najbardziej obciążające musiały nastąpić bardzo niedawno. Przecież jeszcze trzy miesiące temu Prokurator Generalny Ziobro i nadzorujący służby ministrowie Kamiński i Wąsik najpierw zagłosowali za wyborem Mariana Banasia na szefa NIK, a po wygranej - serdecznie go wszyscy wyściskali.
Sprawa Mariana Banasia wyraźnie się różni od innych: ruszyła z kopyta i tak lekko się chyba nie skończy. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że śledztwo wszczęto tak gorliwie, żeby zrehabilitować wcześniejszą nieudolność służb, które powinny zabezpieczać państwo przed podobnymi wpadkami. I że według wszelkich doświadczeń życiowych postępowanie dowiedzie, że Marian Banaś przez całe lata ukrywał przed politycznymi kolegami swoją "zbrodniczą" działalność, i żaden z nich nie miał o niej pojęcia.
Jak sam Marian Banaś, twierdzący przecież ze nie wiedział o działającym we jego kamienicy hoteliku na godziny. I jak Zbigniew Ziobro, który przecież nie wiedział o koordynowaniu w jego resorcie działań grupy hejterów. I jak Marek Kuchciński, który nie wiedział, że jego żona poleciała gdzieś samolotem VIP. I jak Mateusz Morawiecki, który nie wiedział, że nie wszyscy jego ministrowie są kryształowi i nie wszyscy dają sobie radę z wypełnianiem obowiązków.